Park Narodowy Królowej Elżbiety jest przepięknie położony: między ogromnymi jeziorami, z widokiem na majestatyczne Góry Księżycowe i trawiaste sawanny. Nic dziwnego, że odwiedzają go wszyscy turyści przybywający do Ugandy! Mimo to – nigdy nie ma tu tłoku. Witajcie na safari w raju zwierząt!
Spis treści:
Byłam tu dwa razy z grupami TORRE – i każde z safari było inne. Jak to w życiu – nie da się przewidzieć, co czeka nas za chwilę 😉
Park Elżbiety i królewskiej rodziny
Czasem niepozorne stworzenie może przyczynić się do ogromnych zmian. Największy z parków narodowych Ugandy zawdzięcza swe powstanie… muchom tse-tse. Owady przenoszące śpiączkę budziły popłoch wśród ludzi. Porzucali swe wioski i uciekali w bezpieczniejsze tereny.
Wkrótce ich pola zarosły trawą, a na ogromną sawannę powróciły stada słoni, antylop, bawołów… Brytyjskie kolonialne władze Ugandy utworzyły tu park narodowy, a że odwiedziła go młodziutka królowa Elżbieta – nazwano to miejsce na jej cześć.
Trzeba przyznać, że park jest wyjątkowo związany z brytyjską rodziną królewską. Na jego terenie jest Jezioro Jerzego (nazwane ku czci króla Jerzego V) oraz Jezioro Edwarda (upamiętniające syna Królowej Wiktorii: króla Edwarda VII). Oba jeziora łączy naturalny kanał Kazinga. Rejs po nim to niezwykłe doświadczenie, bo woda wręcz roi się od hipopotamów i krokodyli, a brzegi są pełne ptaków.
Ishasha – Lwy na drzewach
Park Królowej Elżbiety słynie też z lwów. I to nie byle jakich – bo wspinających się na drzewa. Wielkie koty na jeszcze większych drzewach występują tylko w rejonie Ishasha. I czasem bywa tak, że trzeba się kilka godzin najeździć, by spotkać rodzinę na popołudniowej drzemce wśród gałęzi – bo żyją tu tylko cztery lwie rodziny.
Ale czasem ma się szczęście i już po kilkunastu minutach widać leniwie śpiące koty. Zwieszone łapy, błogość na pysku – istne wcielenie szczęścia! Tylko nie ma co czekać, aż wstaną na polowanie, bo potrafią się tak wylegiwać nawet 10 godzin!
Safari w rejonie Kisenyi
Tam, gdzie drzew brakuje, lwy nauczyły się wchodzić na gigantyczne wilczomlecze. Muszą tylko uważać, bo sok z tych roślin jest trujący, więc ostrzenie pazurów o ich gałęzie to ryzykowna sprawa! Podczas jednego z safari gdy prowadziłam grupę TORRE mieliśmy niewiarygodne szczęście.
Jechaliśmy właśnie na nocleg w regionie Kisenyi, gdy przewodnik z mijanego auta dał nam cynk, że w pobliżu są lwy. Jest tu kilka lwów z lokalizatorami i prowadzony jest projekt badawczy. Przy okazji – łatwiej jest je namierzyć dzięki obrożom z nadajnikami, więc prowadzony jest tu experimental game drive.
Takie safari mieliśmy zaplanowane na następny dzień, ale skoro lwy są teraz – warto podjechać. Na ogromnym wilczomleczu odpoczywała lwica. Zanim jednak zrobiliśmy jej masę zdjęć – z traw wyłoniły się dwa maluchy. Pobiegły przed siebie, po czym zdobyły termitierę.
Polując na ogon mamy
– Ej, siostra, posuń się! – zdawał się mówić lewek wpychając się na górę.
– Ej, brat, to moje miejsce! – odpowiedziała mu siostra moszcząc się wygodniej.
– O! Zobacz! Jest ogon do upolowania! – młody z błyskiem w oku rzucił się w kierunku mamy. Przez chwilę skradał się w trawie, po czym susem zaatakował.
– Ja też chcę polować! – siostra ani myślała siedzieć na termitierze, gdy tyle się działo w dole.
Po chwili oba maluchy przepychały się obok mamy, która znosiła ich ataki z anielską cierpliwością. Trwało to dobrych kilka minut, po czym wśród płowych traw pojawiły się inne lwice.
Zaczął się rytuał powitań, pomrukiwań, ocierania się bokami o siebie. W takich chwilach czuję zawsze ogromne wzruszenie: jakbym na chwilę została wpuszczona do intymnego świata zwierząt.
Mieszkanie z hipopotamem
Słońce powoli zachodzi – musimy opuścić lwy i jechać na nocleg. Żelazna zasada brzmi bowiem, że gdy jest już ciemno, nie wolno opuszczać lodge. Tyle, że nasz nocleg jest w samym środku parku Królowej Elżbiety. Zwierzęta są u siebie, my jesteśmy gośćmi. Nie dzieli nas nic, a to oznacza, że musimy przejść przeszkolenie z podstawowych zasad bezpieczeństwa.
Aby dojść do restauracji, musimy zamówić strażnika, by eskortował nas z domków. Każdy domek jest otoczony płotem: trzeba pilnować by wejście było zamknięte na skobel, by nie wszedł nieproszony gość. Wydawało się nam, że to zbędne środki ostrożności. Ale gdy w nocy ktoś chrupał gałęzie, ktoś sapał za płotem – bardzo się cieszyłam, że jestem tym płotem oddzielona.
Rankiem eskortujący mnie strażnik pokazał mi ślady hipopotama tuż obok mego domku.
– Przychodzą w nocy, bo tu jest sporo trawy. – wyjaśnił mi strażnik.
Dobrze, że się z nimi nie spotkałam zbyt blisko – bo te zwierzęta bywają zabójcze, gdy bronią swego terytorium. I pewnie nie wpadną na to, że mnie ich trawa zupełnie nie obchodzi!
– A lwy tu też przychodzą? – pytam, bo jesteśmy raptem kilka kilometrów od stada z nadajnikami.
– No czasem przychodzą, ale wiesz, ja znam je wszystkie od małego, one nam krzywdy nie zrobią. – odpowiada z przekonaniem.
No nie wiem, chyba jednak nie chciałabym w nocy zobaczyć lwa oko w oko!
Lampart na wilczomleczu
O świcie wyruszamy na eksperymentalne safari. I jak można było się spodziewać – lwy, które wczoraj szalały obok naszych aut, dziś odpoczywają w trawach. Przez kilkanaście minut patrzymy na szczęśliwą, leniwą rodzinę. Lwy potrafią tak spać naprawdę długo – nie ma co czekać, aż wstaną!
– Jedziemy dalej? – nasz przewodnik już widzi, że lwy nie są żadną atrakcją, może trafią się jakieś inne ciekawe scenki. Bo jak wiadomo – safari to zawsze ruletka! Mijamy antylopy, malownicze krajobrazy, gigantyczne wilczomlecze i nagle…
– Zobaczcie tam, między gałęziami! – emocje w głosie przewodnika zdradzają, że czeka nas ktoś wyjątkowy. Lampart! A dokładniej: lamparcica, która gdzieś tu ma skryte swe młode. Co jakiś czas ostrzega je donośnym rykiem, by nie wychodziły z ukrycia!
Matka to kładzie się na gałęzi, to przechodzi na kolejną – na wszelki wypadek mamy przykazane, by nie otwierać okien z boku auta! Lampart potrafiłby do nich dobiec w ułamku sekundy i na pewno nie zdążymy zamknąć okna! Na szczęście w autach są podnoszone dachy, zatem możemy bezpiecznie zachwycać się tym spotkaniem.
W końcu – z wielkim ociąganiem i pełni emocji – pozostawiamy lamparcią rodzinę. Wracamy do lodge na zasłużone śniadanie po czym ruszamy w dalszą drogę…
Przed wyprawą do Ugandy zajrzyj do wpisów:
- co spakować w podróż (lista rzeczy),
- jakie buty na trekking,
- przed spotkaniem z gorylami – informacje praktyczne,
- opis spotkania z gorylami (lipiec 2021)
- ak wygląda odkrywanie świata przez gorylątko.
- szympansy z Kibale (i czego się tam spodziewać!)
- rejs Kanałem Kazinga
- Zjeść rolexa, popić Nilem – czyli o jedzeniu w Ugandzie
(c) Anna Olej-Kobus | AfrykAnka.pl
Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!