Pirogą do bimbrowni

Dzanga-Sangha, Republika Środkowoafrykańska

Piroga płynie między drzewami. Właściwie jest jak nad Biebrzą, tylko okoliczności przyrody trochę inne. No i znacznie mniej ptaków.

Jedziesz na safari? Ten artykuł w formie PDF możesz wydrukować lub wgrać w telefon i zabrać ze sobą w podróż!

Piroga przycumowana... łańcuchem od roweru. Tu nic się nie zmarnuje.

Piroga przycumowana… łańcuchem od roweru. Tu nic się nie zmarnuje.

Rejs pirogą

Tego dnia Jean miał dla nas niespodziankę: płyniemy pirogą. Takiej okazji nie można przepuścić! Już szykuję się do wsiadania, gdy przewodnik powstrzymuje mnie dłonią.
– Poczekaj! Muszą zrobić wam ławki!
Faktycznie! Mężczyźni przycinają maczetą kawałki bambusa, które włożone w poprzek łodzi stają się siedziskiem. Po chwili jesteśmy gotowi!

Ławki czyli turystyczny "upgrade". Szybko z nich zrezygnowałam :D

Ławki czyli turystyczny „upgrade”. Szybko z nich zrezygnowałam 😀

Płyniemy jednym z niezliczonych dopływów rzeki Sangha.

Płyniemy jednym z niezliczonych dopływów rzeki Sangha.

Z naszej lodge wypływamy rzeką Sangha, by wkrótce skręcić w górę niewielkiej rzeczki. Sternicy odpychają się od dna żerdziami. Na Okawango pływa się mokoro z włókna szklanego, tu pirogi wciąż są ciężkie, drewniane, takie jakimi od wieków się tu pływało, woziło towary, spotykało sąsiadów.

Po drodze mijamy łódź, na której ktoś zgromadził zapas obciętych palmowych liści. Pewne posłużą do wyplatania koszy, albo mat: tu wciąż rękodzieło jest najłatwiej dostępnym towarem.

Liście palm: ekologiczne i najłatwiej dostępne.

Liście palm: ekologiczne i najłatwiej dostępne.

Rzeczka powoli się zwęża...

Rzeczka powoli się zwęża…

Jesteśmy na miejscu.

Jesteśmy na miejscu.

Bimbrownia nad rzeką

Ludzie od niepamiętnych czasów destylowali co się dało, by uzyskać alkoholowy napój. W Bigodi (Uganda) oglądałam jak pędzi się bananówkę (na nawet bananowy gin!), tym razem dotarliśmy do bimbrowni wśród palm.

Krótki spacer lasem i już jesteśmy ma miejscu. Przy jednym z drzew stoi „drabina” czyli po prostu długi bambus z gałęziami służącymi jako stopnie. Mężczyzna bierze kanister na ramię i wspina się na górę drzewa.

Zdobywanie palmowego soku wymaga wysiłku.

Zdobywanie palmowego soku wymaga wysiłku.

-Trzeba naciąć kwiatostan na czubku, by sok spłynął do lejka zrobionego z liści. – tłumaczy tymczasem przewodnik. – Taki zabieg powtarza się kilka razy dziennie, by sok swobodnie wypływał. Jedno drzewo potrafi wyprodukować nawet kilka litrów. Po około miesiącu należy zostawić palmę aby się zregenerowała.

Sok spływa z nacięć do kanistrów.

Sok spływa z nacięć do kanistrów.

Wino palmowe

– A od kiedy można to pić? – pytam.
– Właściwie od razu! Taki napój prosto z palmy ma już 1-2°alkoholu, a trzy dni później nawet i 12°! – śmieje się przewodnik. – Takie wino miejscowi nazywają mimbo, matango, mbuh, sodébi albo po prostu: wino palmowe. W Kongo mówi się na nie nsamba, a w Gabonie toutou lub malamba.

Napój jest przelewany z kanistra do „kieliszka” czyli połówki plastikowej butelki. A że nie ma ona korka, panowie zatykają ją… palcem. Technika nader skuteczna, choć kontroler z SANEPIDu dostałby pewnie zawału.

Na zdrowie!

Na zdrowie!

Tradycyjnie taki napój przechowywano w tykwach, ale kanistry są znacznie bardziej praktyczne no i zdecydowanie większe! Natomiast do oczyszczania napoju z osadów używano suszonych owoców drzewa kiełbasianego (kigelia africana). Obrane ze skóry wyglądają jak porowata gąbka.

Wysuszony owoc drzewa kiełbasianego służy do przesączania płynu.

Wysuszony owoc drzewa kiełbasianego służy do przesączania płynu.

Z piciem palmowego wina trzeba się spieszyć, bo po czterech dniach zaczyna się fermentacja octowa i wkrótce sok jest zbyt kwaśny do picia. Wtedy albo można go wykorzystać w kuchni (jako ocet), albo poddać dalszej destylacji by uzyskać naprawdę mocny alkohol. Taki w stylu „Góra Cy”: pijesz szklankę, dwie, góra cy, po czym robisz krok, dwa, góra cy…

Wzięłam łyk: smak zaskakująco orzeźwiający! Jednak nie skusiłam się by zabrać wino na wynos…

Gdybym wypiła więcej, droga mogłaby wyglądać właśnie tak...

Gdybym wypiła więcej, droga mogłaby wyglądać właśnie tak…

Panowie debatują, ile kanistrów wziąć na łódź.

Panowie debatują, ile kanistrów wziąć na łódź.

Nad rzeką Sangha

Czas wracać. Zaskoczyło mnie, jak cichy jest las wokół. Praktycznie nie było słychać w nim ptaków, choć mając tyle wody dookoła powinno ich być tu całkiem sporo. Dopływamy do rzeki Sangha.

Dopływamy do rzeki Sangha.

Dopływamy do rzeki Sangha.

Nim wrócimy do lodge, robimy sobie krótki postój. Rzut oka: na łachach piasku nie ma krokodyli, można wysiadać. Obserwuję parę dzieciaków, zarzucających sieci zrobione z moskitiery. Takie sieci z jednej strony są świetne: bo wszystko się w nie złapie, z drugiej są przekleństwem: bo wszystko się w nie złapie. Także malutkie rybki, przez co bardzo łatwo doprowadzić do wytrzebienia ryb w rzece.

Sieci z moskitiery.

Sieci z moskitiery.

Połów.

Połów.

Po chwili dzieci wróciły do pracy.

Po chwili dzieci wróciły do pracy.

Dzieciaki są trochę speszone naszą obecnością: tu naprawdę niezwykle rzadko spotyka się turystów. Po chwili na rzece widzimy kolejną pirogę. Brat z siostrą wracają do domu. Tutejsze wioski to osady chat na brzegu rzeki, otoczone z trzech stron tropikalnym lasem.

Powrót do domu.

Powrót do domu.

Wzdłuż rzeki co jakiś czas widać osady.

Wzdłuż rzeki co jakiś czas widać osady.

Dla nich wszystkich rzeka to życie. Ich cały świat, który nam dane było zobaczyć przez to jedno popołudnie…

Sangha - rzeka życia...

Sangha – rzeka życia…

Zajrzyj do wpisu o spotkaniu z gorylami nizinnymi oraz obserwacji słoni leśnych w Dzanga-Sangha.
RŚA to teren występowania malarii: koniecznie używaj repelentów (Moskito Guard) oraz chemioprofilaktyki (Malarone, Falcimar, skonsultuj się z lekarzem medycyny tropikalnej).


(c) Anka Olej-Kobus | AfrykAnka.pl

Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Może Cię zainteresuje...

Zostaw komentarz