Jeśli myślisz, że kulinarne szaleństwo jest niemożliwe na pustyni – to znaczy, że nigdy nie byłaś z Tuaregami na Saharze. Ci ludzie potrafią stworzyć w polowej kuchni kulinarną bajkę!
Spis treści:
Jak schłodzić napój?
Przepis na zimny drink jest prosty: weź mokrą skarpetę, włóż do środka butelkę, postaw w przewiewie, po dwóch godzinach delektuj się zimnym piciem!
Tyle, że znalezienie czystej skarpety w naszej ekipie nie jest proste. Ale i na to nasi przewodnicy mają sposób! Jeden z nich owija w karton butelki, polewa papier wodą.
– Nie tak skuteczne jak skarpeta, ale działa! – śmieje się.
Fakt, nie tak skuteczne. Ale choć napoje nie są zimne to stały się zdecydowanie chłodniejsze!
Nasi Tuaregowie wiozą bukłak zawieszony na zapasowej oponie. Bukłak może nie wygląda sexy, bo to skóra kozy, wewnątrz której jest zapas wody. Ale nawet po całym dniu jazdy na słońcu woda jest orzeźwiająco chłodna. I naprawdę pyszna! Jak widać stare, sprawdzone metody i w XXI wieku wciąż są najlepsze.
Tak jak herbata serwowana po każdym posiłku. Szczerze mówiąc kończąc jedną szklaneczkę już marzyłam o kolejnej…
Frytki na pustyni
– Obiaaad! – wołanie Mohameda wybija nas z letargu. Nasza wyprawa przez Saharę to „krew pot i łzy” – jak się przekomarzam z Arturem Urbańskim z TORRE, który te wyjazdy wymyślił. Otóż zwykle podróżnicy opisując swe wyjazdy czasem koloryzują, by ich wyprawy wyglądały na jeszcze bardziej „naj”.
My tymczasem jesteśmy jak przedszkolaki. Mamy regularnie… leżakowanie! We wrześniowym upale to jedyna szansa na przetrwanie. Gdy powietrze tężeje gorącem trzeba zwolnić. Tyle, że gdy my poruszamy się jak muchy w smole, nasz kucharz uwija się jak w ukropie. Zaglądam do kuchni i staję jak wryta.
– Frytki?
– Nooo… lubisz? – pyta Eddie, który ksywkę zawdzięcza podobieństwu do Eddiego Murphy.
– Jeszcze się pytasz, jasne, że tak! – mój podziw dla jego kulinarnych talentów jest wyższy niż Everest.
Usmażył frytki dla ekipy 20 głodomorów! W tym upale! Na małym palniku! SZACUN!!!
Kulinarne dzieło sztuki
Ale i tak największy nasz podziw budziły sałatki. Bo jesteśmy już któryś tam dzień na Saharze, wokół tylko piach i kamienie. Nie wieziemy lodówki ani żadnych nowoczesnych wynalazków do przechowywania żywności.
Tymczasem nawet ostatniego dnia warzywa wyglądają świeżo. Nie jak wysuszone słońcem resztki, ale jak danie z luksusowej restauracji. Pomidory, ogórki, granaty, sałata – wszystkie te warzywa, które w Polsce czasem nie przeżywają nawet trzech dni by nie zacząć więdnąć – tu są w idealnym stanie.
A do tego jak są podawane! Nasi przewodnicy opanowali do perfekcji sztukę zdobienia dań.
– Sałatki jeszcze grają! – wołam, bo w stronę tacy już się wyciągnęły dłonie z widelcami, a ja jeszcze tej sałatki nie sfotografowałam.
Nawet nie wiem kiedy wpadłam w manię robienia zdjęć kolejnym daniom, ale pomyślałam, że nikt mi w Polsce nie uwierzy, że takie kulinarne cuda serwowane są na pustyni.
– Anka, zlituj się, cykaj fotę i daj jeść!
– Dobra, ostatnie ujęcie! Pomidory są wolne! – w tym momencie na tacę spadają widelce niczym stado wygłodniałych sępów.
A Mohammed ze śmiechem mówi mi, że za chwilę przyjdzie druga sałatka i żebym lepiej miała aparat w pogotowiu. I to co przynieśli… OMG! Zobaczcie sami! Bo ja gdy zobaczyłam zdobienie chipsami, a na każdym oliwka, a obok tyci korniszonek… No po prostu odpadłam!
Piekąc chleb
Co prawda mamy na samochodzie zapas drewna, ale gdy znajdujemy połamane, uschnięte drzewo, chłopaki dobywają toporek i ścinają kilka kawałków.
Wieczorem jak zwykle siadamy przy ognisku, ale tym razem Mohammed przygotował je nieco inaczej. Najpierw wgłębienie w piasku, na nim rozpalił drewno by zebrać żar.
Tymczasem w kuchni (czyli po prostu między samochodami, gdzie nie wieje wiatr), trwa wyrabianie ciasta. To znaczy jeden wyrabia, drugi dolewa to wody, to mąki a selfie-man (nazwany tak bo nie rozstaje się z telefonem robiąc sobie kolejne zdjęcia) pozuje między nimi jak to dzielnie pracuje…
Po chwili ciasto jest gotowe. Teraz Mohammed rozgarnia żar, łopatą jest wykopywany większy dół i wkłada się do niego chleb. Noc rozpina nad naszym obozem niebo usiane milionami gwiazd. Gdy Ahmed wyjmuje z żaru ogniska okrągły podpłomyk, wygląda jakby trzymał w dłoniach księżyc.
Tej nocy znów zabrzmi koncert przy ognisku. Będziemy śpiewać, pić herbatę i cieszyć się z bycia tu razem. Życie bywa proste i piękne. Kilka godzin później zasnę na materacu położonym wprost na piasku. Patrząc w gwiazdy, słysząc w głosie wiatru muzykę…
Przeczytaj o tym jak Saharę nazywają Tuaregowie.
Materiał do tego wpisu powstał podczas wyprawy na Saharę organizowanej przez TORRE.
(c) AfrykAnka.pl
Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!