Czad. Ekspedycja saharyjska cz. 1

Przygoda 4x4 przez Saharę

Gdyby te krajobrazy były gdziekolwiek indziej – odwiedzałyby je tłumy. Ale są na Saharze, daleko na północy Czadu, gdzie docierają tylko najwytrwalsi i najbardziej zdeterminowani podróżnicy. Na szczęście TORRE regularnie organizuje tam wyprawy.

Miejscowy easy rider.

Miejscowy easy rider.

Początek przygody

– Koniecznie musisz jechać do Czadu – mówi Jacek, gdy zachwycam się skalnymi formacjami w Algierii. – No ładne tu jest, ale w Ennedi… – zawiesza głos sugerując, że dopiero w Czadzie zobaczę czym są prawdziwie bajkowe krajobrazy Sahary.

Powtarzało się to regularnie. Zaczynałam opowiadać o algierskiej podróży z Tuaregami, po czym ktoś, kto przejechał przez Czad sprowadzał mnie na ziemię, że tam to dopiero jest pięknie. Tak to trwało przez kilka lat, aż w końcu postanowiłam, że marzeń nie ma co odkładać.

Dużo lepiej jeździ się po piachu!

Dużo lepiej jeździ się po piachu!

I oto siedzę w terenowym samochodzie, mknąc z Januszem i Wojtkiem oraz całą ekipą TORRE ku Ennedi. Szczerze mówiąc nie bardzo wiem czego się spodziewać, chyba najmniej spodziewałam się że jazda autem tak mnie zmęczy. Bo Czad jest ogromny, ponad 4 razy większy od Polski, więc podróż tutaj to jak z Przemyśla do Świnoujścia, potem przejazd do Suwałk i wypad do Wrocławia. I oczywiście zapomnijcie o asfalcie!

Ustalamy dalszą trasę.

Ustalamy dalszą trasę.

Gdy tylko opuściliśmy stolicę wjechaliśmy w ogrom pustki. Jedziemy i jedziemy… Dzień, drugi, trzeci… Szybko wchodzę w rytm podróży. Wstajemy przed świtem, potem pakowanie namiotu, bagaży, kawa z widokiem na wschód słońca, nieśpieszne śniadanie i rozmowy, wrzucanie rzeczy do samochodu. Jeśli jest już siódma to czas ruszać dalej.

Wschód słońca na Saharze.

Wschód słońca na Saharze.

Jego wysokość łuk d’Aloba

W uzasadnieniu wpisu Ennedi na listę UNESCO napisano: „To płaskowyż z piaskowca poprzecinany kanionami i dolinami o spektakularnym krajobrazie z klifami, naturalnymi łukami i pojedynczymi formacjami skalnymi”. W naukowym opisie nie było miejsca na emocje, ale jestem pewna, że gdy przedstawiciele szacownego komitetu tu dotarli – oniemieli z zachwytu.

Skalny łuk d'Aloba, na dole tycie figurki ludzi.

Skalny łuk d’Aloba, na dole tycie figurki ludzi.

Patrząc na dzieła natury czuje się kruchość ludzkiego istnienia. Wszak oglądamy cuda tworzone przez setki tysięcy lat! Największym z łuków na Saharze jest d’Aloba, uważany za drugi największy łuk na świecie (jego rozpiętość to 76,2 m zaś wysokość 120 m). Pierwsze miejsce na podium ma Shipton’s Arch (Chiny) co nie zmienia faktu, że łuk d’Aloba jest tak wielki, że trudno go dobrze sfotografować!

Tylko ten upał! Gdy zbliżam się do łuku (a do przejścia od aut było ledwie kilkaset metrów), czuję, jak wyłączają mi się funkcje życiowe. Przez chwilę siedzę w cieniu, nim zacznę fotografować ten cud natury.

Słońce nie odpuszcza!

Słońce nie odpuszcza!

W logo Ennedi są oczywiście skalne łuki.

W logo Ennedi są oczywiście skalne łuki.

Skały jak z baśni

Ennedi to skarbnica fantazyjnych skał. Widzimy samotną basztę o inspirującej nazwie „Butelka” i zębate iglice, nazywane cytadelą Apsara. Docieramy do kolejnych łuków: jeden przypomina głowę słonia, inny łuk triumfalny. Każdy z nich, gdyby był w miejscu bardziej dostępnym, byłby oblegany przez turystów.

"Słoń" z boku. Po lewej Wojtek.

„Słoń” z boku. Po lewej Wojtek.

Ale w Czadzie szanse na spotkanie innych turystów są mniej niż zero.
– Koniecznie musicie tam iść – mówi Ania, przerywając leniwy odpoczynek. Właśnie jemy obiad przy ogromnej grocie (w środku trochę naskalnych rytów sprzed kilku tysięcy lat, wokół ogromne skały). – Tam jest niesamowity łuk!

Ennedi to fascynujący labirynt!

Ennedi to fascynujący labirynt!

Nie wiem skąd ta dziewczyna wykrzesała z siebie tyle sił na eksplorację, ale zwlekam się by to cudo zobaczyć. Janusz i Wojtek też dzielnie ruszają. Znajdujemy ogromny łuk, od którego kiedyś odpadł kawał skały. Faktycznie wygląda niesamowicie! Na cześć jego odkrywczyni nazywamy go „Łukiem Anny”.

Tych łuków są w Ennedi może nawet setki, nie wiem czy komuś udało się je wszystkie policzyć i sklasyfikować. Ale to jest też urokiem tego miejsca: każdego dnia masz poczucie dotarcia na koniec świata. Do białych plam na mapie, oznaczonych przez kartografów: „Dalej są tylko lwy”. I odkrywasz, że to co widziałeś wcześniej na zdjęciach (no bo jednak ktoś już tu przed nami był 😉 nie jest w stanie oddać piękna tych miejsc.

Skalne baszty - takich miejsc są tu dziesiątki (setki?)

Skalne baszty – takich miejsc są tu dziesiątki (setki?)

A tu krajobraz jak z Monument Valley!

A tu krajobraz jak z Monument Valley!

Są też skalne grzyby.

Są też skalne grzyby.

Dla mnie jednym z najbardziej magicznych miejsc w tej wyprawie stały się iglice Habeiki, łuk Bachikele i jeziora Ounianga.

Syzyfowa praca przy studni

Sahara to przestrzeń tak ogromna, że wymyka się opisom. Szczęśliwie nasi kierowcy znają jej sekrety i doskonale wiedzą, gdzie jechać. Czasem przy drodze widzimy wystające z piasku… opony! To znaki drogowe dla tych, którzy nie mają mapy pustyni w sercu.

Nasi przewodnicy znają tu każdą wydmę...

Nasi przewodnicy znają tu każdą wydmę…

– Ale czy będzie jakaś woda do mycia? – to pytanie zaprzątało nas przed podróżą. No bo na samych chusteczkach nawilżanych będzie ciężko (a poza tym produkujemy wtedy śmieci).
– Będzie. Nie za dużo, ale wystarczy. – uspokaja nas Artur Urbański, szef Torre, który w swoim życiu zorganizował dziesiątki saharyjskich ekspedycji.

Woda w guelcie d'Archei.

Woda w guelcie d’Archei.

Jest woda - są wielbłądy!

Jest woda – są wielbłądy!

Miał rację. Co jakiś czas napotykamy studnie głębokie na kilkadziesiąt metrów. By wyciągnąć z nich wodę potrzebne są wielbłądy i osły. Przez cały dzień wędrują ciągnąc liny, gdy na górę dotrze wór z wodą przelewa się ją do kanistrów, pojemników, a zwierzęta wracają do swej syzyfowej pracy.

Przy jednej ze studni zatrzymujemy się na dłużej. My robimy zdjęcia, nasi kierowcy uzupełniają zapas wody. Faktycznie mieliśmy jej w sam raz. Do picia i mycia zębów wodę pitną z butelek, do umycia się tej ze studni wystarczało. Choć bardzo przydał się korek prysznicowy (bottle schower), by umyć ręce przed posiłkiem nie zużywając za wiele wody!

Kobiety nabierają wodę...

Kobiety nabierają wodę…

... i przewożą ją w bukłakach z dętek samochodów.

… i przewożą ją w bukłakach z dętek samochodów.

Mężczyzna przy studni.

Mężczyzna przy studni.

Oazy i piwo

Docieraliśmy też do oaz: choć na słowo „oaza” wyobraźnia podpowiada kilka namiotów pod palmami nad samotnym oczkiem wodnym, to dzisiejsze oazy są całkiem sporymi osadami a nawet miastami!

Centrum oazy - uliczne restauracje.

Centrum oazy – uliczne restauracje.

Są tu targi warzywne: arbuz albo pomarańcze tu kupione smakują potem wybornie! Są stacje benzynowe: paliwo przelewa się z ogromnych beczek do kanistrów i do aut. Są sklepy: z ubraniami, naczyniami, tkaninami, herbatnikami i napojami. No i oczywiście są też knajpki, gdzie można zjeść mięso prosto z grilla albo napić się pysznej pustynnej herbaty o ilości cukru przyprawiającej o zawał każdego dietetyka.

Targ warzywny...

Targ warzywny…

... i sklep z komórkami.

… i sklep z komórkami.

Są też sklepy monopolowe. I choć nie mają szyldów, wszyscy wiedzą gdzie da się kupić piwo. Lodówek nie mieliśmy, więc prawdziwym wyzwaniem było jak schłodzić butelki.

Z Wojtkiem i Januszem stosowaliśmy sprawdzony patent. Rankiem, gdy po nocy butelki były jeszcze odrobinę chłodne, wkładaliśmy je do walizki wyłożonej folią NRC i mokrymi ręcznikami. Butelki wyjęte koło południa były w sam raz do picia (choć słowo „zimne” byłoby sporym nadużyciem).

Wnętrze monopolowego. Lodówka działa!

Wnętrze monopolowego. Lodówka działa!

Zabieramy nasz łup.

Zabieramy nasz łup.

Ależ to smakuje!

Ależ to smakuje!

Chłodzimy piwo w jeziorach Ounianga.

Chłodzimy piwo w jeziorach Ounianga.

Usiłujemy zatrzymać chłód nocy folią nrc.

Usiłujemy zatrzymać chłód nocy folią nrc.

Ciąg dalszy relacji TUTAJ.

Wszystkie zdjęcia do tego wpisu powstały podczas wyprawy TORRE do Czadu, listopad 2021 r.

Zajrzyj do wpisów o najlepszych biwakach w USA, o zielonej Saharze i o pustyni Namib.


(c) AfrykAnka.pl

Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Może Cię zainteresuje...

Zostaw komentarz