Oczy szczypią od gryzącego dymu. Jeśli jednak odejdziesz dalej, dopadną cię setki komarów. W obozie Mundari wyboru nie ma. Wracasz w mdły zapach palących się krowich odchodów i mleczne smugi rozmywające kontury. Welcome to cattle camp!
Spis treści:
Życie w obozie
Cattle camp ludu Mundari to świat gdzie czas płynie inaczej. Wieczorem mężczyźni ćmią papierosy i rozmawiają o swych krowach. Chłopcy głaszczą ulubione byki, sprawdzając czy wszystkie zostały przywiązane do palików. Kobiety coś gotują, robią pranie, czasem uda im się przysiąść i odpocząć po całym dniu.
W pełgających płomykach widać ogromne rogi. Przez całą noc obóz spowija dym, bo bagna Nilu wokół to wspaniałe pastwiska i wylęgarnia komarów. Wieczór przechodzi w noc. Dzieci zasypiają na matach rozłożonych obok krów, dorośli rozkładają materace na platformach, tylko kobiety i maluchy śpią w namiotach na obrzeżu obozu.
Przed wschodem słońca wszyscy są na nogach. To najbardziej pracowity moment dnia. Obok mnie chłopiec doi krowę, do drugiego wymienia przyssał się cielak. Trzeba przygotować krowy przed wyjściem na pastwisko, zatem zbiera się popiół z ognisk i wciera go w sierść, by chronić zwierzęta przed insektami.
Obłoki kurzu prześwietlane pierwszymi promieniami słońca wyglądają, jakby czerwony dym unosił się nad obozem. Popiół miesza się też z wodą by natrzeć nim krowie rogi. Po kilku minutach nabierają szarego odcieniu, podobnie jak zakurzone ciała dzieci.
Ranek to też czas zbierania zostawionych przez noc odchodów. Trzeba rozłożyć je na słońcu i wysuszyć, by nocą mieć czym palić ogniska. Innym cennym dobrem jest krowi mocz. Myje się nim włosy, by uzyskały piękny rudy kolor, a poza tym wierzy się, że leczy choroby skóry i działa przeciwbakteryjnie. Czasem zdarza się, że ktoś stojąc przy krowie, podstawia głowę pod żółty strumień…
Krowa jest wszystkim
Tu zwierzęta są kochane, wręcz uwielbiane. Gdy chłopak staje się mężczyzną dostaje swego byka i przybiera jego imię. Do tego stopnia identyfikują się z nim, że tworzy z nim duchową jedność. Potrafi z nim rozmawiać a nawet dla niego śpiewać czy tańczyć. Taką łączność i harmonię bycia ze zwierzętami aż trudno sobie wyobrazić.
Dla tutejszych ludzi ich zwierzęta są wszystkim: potrafią przez długie godziny rozmawiać o umaszczeniu czy kształcie rogów – do opisania ich poetyckich krzywizn są nawet specjalne słowa i gesty. Mało tego! Warte pieśni mogą być nawet jądra byka lub jego nogi! Te rozmowy to jak dyskusje o dziele sztuki, niekończący się zachwyt.
Bydło jest wszystkim zapewniając mleko (podstawę wyżywienia), skórę przede wszystkim jednak to symbol statusu. Piękne stado to powód do dumy i szacunku. Nadaje sens twojemu życiu. Zrozumiałe zatem, że sprzedaż czegoś tak cennego nie wchodzi w grę. To jakby obciąć sobie rękę, oddać kawałek siebie.
Dlatego gdy wyprowadza się krowy na pastwisko, zawsze zabiera się broń. Wieloletnia wojna domowa zabrała stada, a najprościej je odzyskać podczas „cattle rajd”. Najazdu, w czasie którego porywa się krowy innym plemionom. To powód odwiecznych walk, niekończąca się spirala krzywd, wyrównywanych w kolejnych i kolejnych najazdach.
W obronie swego bydła są gotowi nawet umrzeć. Dlatego choć co jakiś czas organizuje się międzyetniczne spotkania, by zaprowadzić pokój, wcześniej czy później ktoś dokonuje porwania krów, co prowadzi do dalszych walk.
Ale przecież krowy o tych wojnach nie wiedzą, więc aby umilić im wędrówkę, pasterze grają na wielkich trąbach. Ich dźwięk płynie nad szarymi grzbietami, rogami, kurzem, roztapiając się w krokach setek wędrujących zwierząt.
Czas zabawy
W obozie zostało tylko kilkanaście zwierząt. Dla dzieciaków to czas tylko dla nich. Kochają to bycie w obozie, poczucie odpowiedzialności i dorosłości, gdy powierza się im kolejne prace. To jak przepustka do dorosłości, umiesz już tyle, można powierzyć ci opiekę nad zwierzętami. Dla Mundari nie ma większego wyróżnienia.
Ale obóz istnieje tylko przez kilka miesięcy pory suchej. Od kwietnia do października rzeki rozlewają się szeroko po łąkach, trzeba wracać do swych wiosek.
Teraz jednak są tutaj, nad brzegiem Nilu. A skoro nie ma krów do opieki, biegną by zmyć z siebie upał. Po chwili rzucają się wpław, bawią, cieszą tą chwilą. Kobiety przyszły napełnić kanistry wodą, dwie małe dziewczynki wchodzą po kolana i napełniają butelki rozchlapując radośnie wodę wokół.
Gdy po południu zaglądam do obozu, krowy jeszcze nie wróciły z pastwiska. Chłopcy widząc aparat zaczynają się popisywać. I już zwarli się w zapasach, narodowym sporcie Południowych Sudańczyków. Koledzy ich dopingują, zabawa po chwili zmienia się w poważne starcie.
Na szczęście nim dojdzie do walki na śmierć i życie, pojawia się ojciec jednego z chłopaków. Unosi go w górę niczym piórko, śmiejąc się pozwala mu na chwilę zwyciężyć, by jednym ruchem powalić syna na ziemię. Coś szepce mu przy tym do ucha, młody wstaje i roześmiany kiwa głową. Pewnie jak dorówna ojcu wzrostem (a Mundari podobnie jak Dinkowie są naprawdę wysocy, ze 2 metry nie jest wyjątkiem), stanie się dla niego trudniejszym przeciwnikiem.
Marzenia nie do spełnienia
W cattle camp spotkałam Johna. Był jedną z niewielu osób mówiących po angielsku.
– Nauczyłem się go w obozie Kakuma. Tam skończyłem szkołę podstawową i liceum. A potem przyszła niepodległość i wróciłem do wioski. Bardzo chciałbym studiować „Wildlife and tourism”.
Tylko to wymaga pieniędzy, rocznie jakieś kilkaset tysięcy funtów. Gdybym sprzedał krowę albo byka to cała moja rodzina byłaby skłócona i nieszczęśliwa. Wszyscy tu zależymy od zwierząt, one są podstawą.
– Ile kosztuje krowa? – pytam, choć pytanie to jest bez sensu. Bo to zależy. Czy jest piękna, postawna, kształtna? Jaki kształt mają jej rogi i jak długie są jej rzęsy? W jakim odcieniu jest jej sierść i jak wygląda jej chód? Coś takiego jak średnia cena krowy po prostu tu nie istnieje. John jednak wprowadza mnie w tajniki wyceny:
– Ta tutaj kosztuje jakieś 1200 dolarów. Bo ma piękne rogi. A tamta jest warta ponad 2000 dolarów, bo jest większa i piękniejsza.
My tej różnicy nie widzimy, ale dla Mundari każdy szczegół ma znaczenia.
– A taki wielki byk to nawet nie ma ceny. Po prostu go masz, dbasz o niego dbasz i każdego dnia cieszysz się, że jest w twoim stadzie.
Funt południowosudański nie jest mocną walutą: 50 000 SSP to 100 USD. Sprzedaż jednej krowy pozwoliłaby na sfinansowanie studiów. Ale tutaj to niewyobrażalne.
Każdego dnia John marzy o studiach, i każdego poranka naciera popiołem byka wartego fortunę.
Zdjęcia i historie do tego wpisu zostały zebrane podczas wyprawy TORRE do Sudanu Południowego w styczniu 2022 na cattle camp ludu Mundari.
O ślubach i krowach przeczytasz w artykule o Laarim, zajrzyj też do wpisu o ludziach Jie i życiu w wiosce Toposa.
(c) AfrykAnka.pl
Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!