Masajowie to ludzie dumni, niezależni i… świetni biznesmeni. Wizyta turystów to okazja do transakcji. Czasem udaje się jednak wyjść trochę poza schemat.
Spis treści:
Jedziesz do Tanzanii lub Kenii? Ten artykuł w formie PDF możesz wydrukować lub wgrać w telefon i zabrać ze sobą w podróż!
Walcząc o przetrwanie
Masajowie byli wściekli na decyzje władz Tanzanii: odebrano im pastwiska w Serengeti, przymusowo przesiedlono w okolice Ngorongoro, a przecież ziemia należy do wszystkich, nikt nie może jej mieć na własność!
Prawdę mówiąc wciąż trwają walki Masajów o zachowanie ich stylu życia, bo co i rusz rządy Kenii i Tanzanii (wspierane hojnie przez myśliwskie lobby) przymierza się do zabierania im kolejnych terenów, by stworzyć obszary dla dzikich zwierząt.
Zatrzymujemy się przy boma – tradycyjnej wiosce. Mieszka w niej do kilkunastu osób z jednej rodziny, a szefem jest głowa rodziny. W tym przypadku był to starszy pan, który dopiero pod koniec spotkania wyszedł do nas.
Dla Masajów wizyta turystów to okazja do zarobku. Gdy przyjezdni zapłacą za wstęp robi się im pokaz tańców, trochę pośpiewa, poskacze choć mi robi się słabo, gdy na widok turystów Masajowie od razu zaczynają poskoki. To niestety dowód na to, że dawna tradycja została komercyjnie przemielona, bo wszak każdy turysta tego właśnie oczekuje…
Ale gdy zaczynają się tańce, udaje się czasem wyjść poza schemat, potańczyć razem. Na koniec i tak jest oprowadzenie po straganach (w tym celu zaadoptowano gałęzie odgradzające na co dzień krowy od chat), bo może jeszcze uda się sprzedać jakieś pamiątki. Co prawda wyroby w wiosce są dwa razy droższe niż w parkowych sklepach z pamiątkami, ale turyści czasem i tak coś kupią by wspomóc lokalną społeczność.
A że pomocy nigdy dość, to po obowiązkowym zestawie tańców i zwiedzania, masajski przewodnik prowadzi nas do szkoły.
Szkoła życia, szkoła w ławce
Zawsze mam mieszane uczucia odwiedzając takie miejsca. Zbyt często bowiem dzieciaki są wykorzystywane do zarabiania na odruchu serca przybyszy, więc w turystycznych miejscach zamiast się uczyć non-stop dają występy dla „darczyńców”.
Tutejsza szkoła to po prostu większa chata, na kawałku dykty wypisano kredą cyfry i trochę sylab, między ławkami a biurkiem nauczyciela wielka skrzynka „donation box”. Mam wrażenie, że ta szkoła to fikcja, bo w ich świecie ważniejsze jest, by dzieciaki nauczyły się jak dbać o inwentarz, niż klepały na pamięć alfabet.
Ale podobno jak podrosną, to pójdą do prawdziwej szkoły, wiele kilometrów stąd, gdzie zamieszkają w internacie i nauczą się wszystkiego, co młody obywatel Tanzanii wiedzieć powinien. W języku suahili, który obowiązuje w całym kraju, a który dla nich jest obcy, bo Masajowie między sobą mówią w maa, który suahili za nic nie przypomina.
Dla tutejszych dzieci ważniejsza od państwowej szkoły jest szkoła życia. Dziewczynki uczą się jak gotować posiłki i przynosić wodę, chłopcy jak opiekować się zwierzętami. Dlatego dobre dzieci to te, które pomagają w domu, zaś te złe chodzą do szkoły.
Cena (chwilowej) przyjaźni
Podczas tańców jedna z dziewczyn wzięła mnie za rękę, zaprosiła do wspólnych pląsów, narzuciła na szyję plastikowe korale. W ich świecie nie ma nic za darmo – nim odjadę zażąda za nie kwoty 10 USD.
Fajnie się z nią tańczyło i naprawdę ją lubię, ale to za wysoka cena za przyjaźń. Oddaję jej naszyjnik dodając trzy tysiące tanzańskich szylingów (ok. 2 USD). Odchodzi z uśmiechem, choć liczyła na więcej.
Ja tymczasem patrzę z podziwem na szeroki kołnierz z koralików i kolczyki wiszące pęczkami w uszach. Ideał kobiety jest tu zdecydowanie odmienny niż w Europie i tutejsze kobiety nie podbijają serc zachodnich mężczyzn: ogolona na łyso głowa i wybicie przednich zębów to podstawowe atrybuty tutejszych piękności!
Do tego rozciągnięte małżowiny uszne świadczące o urodzie właścicielki… Fakt, ma to też praktyczne znaczenie, bo zmieści się w nich więcej biżuterii. Jednak nie wszyscy młodzi ludzie chcą kontynuować tę tradycję.
A co się je na co dzień? Głównie mąkę kukurydzianą, mleko oraz krew krów. Niewielkim nożem lub włócznią nacina się żyłę, po czym ranę zasklepia się gorącym popiołem. Mięso zarezerwowane jest na specjalne okazje: narodziny, inicjację lub małżeństwo.
Na masajskim targu
Jadąc dalej widzimy przy drodze barwny targ masajski. W pierwszej chwili chcę tam wyruszyć. Sekundę później pojawia się refleksja, że przecież tam sporo ludzi, czy spacer między nimi jest bezpieczny? W marcu na targu w Ghanie miejscowi wołali za nami „koronawirusy idą!”
– Hassan, myślisz, że możemy tam iść? Znaczy, jak oni zareagują? – pytam naszego przewodnika.
– Jak nie będziecie robić zdjęć to nie będzie kłopotów – uspakaja mnie.
Idziemy zatem między ludzi, pokazuję grupie stragany z masajską biżuterią, klapkami z opon, kangami i cuchami second hand. Oczywiście są też stoiska z tradycyjnymi kraciastymi kocami shuka. Co ciekawe zdaniem badaczy nie towarzyszyły Masajom od wieków lecz pochodzą ze… Szkocji. Trafiły do Afryki Wschodniej wraz z misjonarzami i bardzo spodobały się w miejscowych wioskach!
W pewnym momencie jedna ze sprzedawczyń woła do mnie w suahili, gdzie mam maseczkę?
– Na wewe je? (A ty?) – odpowiadam w suahili, czym ją rozbrajam od razu. Gadam w jej języku, znaczy jestem swoja, nie trzeba się mnie bać.
Na wielkim targu gdzie jest pewnie ponad tysiąc osób, maseczki nikt nie nosi…
Podstawowe rozmówki polsko-masajskie
Nazwa Masaj oznacza człowieka mówiącego językiem maa, który jest zupełnie odmienny od suahili. Mówi nim ok. 800 000 ludzi w Tanzanii i Kenii (używają go też Samburu).
O pogodzie i najlepszych pastwiskach w okolicy pewnie nie pogadacie, ale wchodząc do wioski warto znać kilka słówek. Na pewno pomoże to przełamać pierwsze lody!
Supai – witamy mężczyznę
Ipa – usłyszymy w odpowiedzi
Takwenia – powitamy kobietę
Iko – odpowie nam w podziękowaniu
Kai ijii? – jak masz na imię – możesz zapytać i dodać:
Sidai – pięknie, dobrze, ładnie – możesz się zachwycić biżuterią, ubraniem, bronią. A jak powiesz: Enketeng sidai (czyli piękna krowa) to już na pewno wszystkich rozbroisz!
Ashe – dziękuję, takie słówko zawsze się przyda 😀
Ashe oleng – to dziękuję bardzo.
I wreszcie taki mały small talk:
Errabioto? – czy masz się dobrze?
Arrabioto – mam się dobrze.
Ayeh – tak
Ah ah – nie
I na koniec wypada powiedzieć:
Ole sere! – co znaczy do widzenia ale też zostań w pokoju!
Zajrzyj do wpisu Suahili dla początkujących, przeczytaj o safari w Ngorongoro i przekonaj się co łączy impale z Szekspirem.
Zobacz film Globstory czyli „Dlaczego nie ma już ludzi wolnych? – Masajowie” zrealizowany w Tanzanii:
(c) AfrykAnka.pl
Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!