Droga 66 to legenda i fenomen, gdzie każdy znajdzie swą własną opowieść. Tym razem zapraszam was na dwa cmentarze Route 66.
Spis treści:
Cmentarze Route 66: Daggett
Pierwszy znaleźliśmy zaraz za Brastow jadąc w kierunku Newberry Springs. Daggett Pioneer Cemetery leżał między Interstate 40 a Route 66. Od obu dróg oddzielało go nie więcej niż 200 metrów. Ale gdyby nie ogromny napis nad furtką, to pewnie byśmy go nie dostrzegli, bowiem tutejsze nagrobki mocno odbiegają od tego, co znamy z Europy.
Miejsca ostatniego spoczynku tworzą przedziwną mieszaninę historii, kiczu i bezładu. Tutejsze groby nie mają nic wspólnego, z estetyką jaką znamy. Jakby ktoś wysypał masę rzeczy, porozrzucał je i zostawił z niewielkimi tabliczkami.
Największe wrażenie robi na mnie zestawienie drewnianego kaktusa i miniatury przyczepy kempingowej. Stojące jako nagrobki, nawet nie napisano komu je poświęcono, przecież swoi wiedzą, a obcych nie powinno to obchodzić.
Nieopodal stoi lampa z czarnym kotem, jakieś elfy, wbite w ziemię sztuczne kwiaty, roześmiane dynie. Rzecz w Polsce nie do pomyślenia – a tu i owszem. Wszystko jakoś dziwnie do siebie pasuje…
Ash Fork – cmentarz osadników
Drugi z odwiedzonych przez nas cmentarzy to Ash Fork Settlers Cemetery. Cmentarz Osadników wygląda jakby całkiem o nim zapomniano. Nikt nie kosi trawy, nie pieli, nie grabi.
Hershiel (1910-1991) i Hazel (1919-1988) mają niewielką granitową tabliczkę z rysunkiem. Słońce chowa się za chmurami, pod samotnym kaktusem saguaro siedzi kowboj, jego koń skubie trawę, pod nimi napis: Just restin’. Tabliczka leży na ziemi, obok wkopano drewniane koło od wozu i postawiono miniaturę wiatraka pompującego wodę. Zardzewiałe kwiaty wystają z zardzewiałego wazonu.
W innym miejscu stoi ławka w kształcie siedzącego na ziemi konia, obok niego wbity niewielki sztandar. Grób Marie Montanes (1913-1915) wyznacza drewniany krzyżyk, spłowiały bukiet, dwie rzeźby aniołków, puste szklane butelki i… ceramiczne pojemniki. Nieco dalej stoją dwa łóżka. Ich metalowe białe ramy z przyczepionymi plastikowymi kwiatami wyglądają surrealistycznie.
Grób z historią
Wreszcie grobowiec rodziny Foley – zasłużonych obywateli miasta. Michael z zaangażowaniem budował kolej Santa Fe. Gdy zmarł w 1894 roku pozostawił Margaret i ich trzynaścioro dzieci. Miała wtedy 48 lat i jak przystało na osadniczkę, była twardą kobietą o szczodrym sercu.
Utrzymywała rodzinę, jednocześnie z zaangażowaniem wspierając sąsiadów. W czasie epidemii błonicy z oddaniem pomagała innym, nie zaprzestając swej pracy nawet gdy straciła piątkę swych dzieci. Dożyła pięknego wieku 83 lat – pochowano ją obok męża. Wraz z nimi spoczywa tu dziewiątka ich dzieci.
Teren grobowca wyznacza płotek, betonowe obramowanie i drobne kamyki, na których leżą tabliczki z imionami i nazwiskami. Patrząc na ten ascetyczny grób mam wrażenie, że Amerykanie wolą przeszłość przechowywać bardziej w sercach i księgach niż pomnikach na grobach.
Więcej opowieści ze Stanów znajdziesz w naszej książce „USA. Droga 66 i Dziki Zachód” do kupienia z autografem w naszym sklepie Namib.pl
Zajrzyj na portal Małego Podróżnika, gdzie opisaliśmy wesoły cmentarz w Sapanta (Rumunia).
Przeczytaj o modlitwie w Etiopii.
(c) AfrykAnka.pl
Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!