Z porannych mgieł na jeziorze Inle wyłaniają się podłużne cienie łodzi ze stojącymi rybakami. Czarne kontury na białym tle wyglądają niczym duchy. Kto pierwszy wpadł na pomysł by do wiosłowania używać nóg? Kiedy? Nie wiadomo.
Spis treści:
Rybak do rybaka. Myśliwy do myśliwego.
birmańskie przysłowie
Wedle podań w 1359 roku do Nyaungshwe (będącego najważniejszym miastem przy jeziorze) przybyło dwóch braci z Dawei w południowej Birmie. Władca Szanów był tak zachwycony ich pracowitością, iż poprosił aby sprowadzili tu dalsze 36 rodzin. Wedle tradycji to właśnie od nich pochodzą dzisiejsi mieszkańcy Inle.
Wioski na wodzie
Znaczenie domu można poznać po liczbie łodzi, będących nie tylko środkiem transportu lecz także palcem zabaw. Nawet tradycyjna gra chinlon czyli odbijanie nogami piłki plecionej z bambusa odbywa się z kilku łódek. Gdy piłka wpadnie do wody trzeba skoczyć za nią!
Tutejsze maluchy nim jeszcze nauczą się pewnie chodzić, już umieją pływać w czym pomagają im pływaki z tykw. Aby zaś wiedzieć co dzieje się z maluchami, mamy często przywiązują im do kostek dzwoneczki. Nagła cisza budzi niepokój każąc natychmiast wybiec na próg.
Pomost przed domem to najważniejsze miejsce gdzie toczy się codzienne życie. Tu robi się pranie, myje dzieci, ucina sąsiedzkie pogawędki. W bambusowych klatkach ustawionych nieopodal trzyma się kury i świnie, a za wioską (jak to zwykle za wioską bywa) rozciągają się pola. Pływające.
Pływające uprawy
Tworzy się je prosto: trzeba wbić w dno bambusowe tyczki, doczepić do nich maty ułożone na bambusowym rusztowaniu i na to nasypać żyznego mułu. Po roku lub dwóch konstrukcja tak nasiąka wodą iż tonie, zaś nakładane na nią kolejne warstwy z czasem tworzą stałe wyspy łączące się z przedziwne miniaturowe archipelagi.
Za to rosnące tu warzywa są uważane za najpyszniejsze w kraju! Kto wie, może takie połączenie wody i słońca faktycznie daje niezwykłe efekty?
Rybacy z Inle
Ponieważ jezioro jest duże (22 na 11 km), a łodzie są ciężkie, dlatego rybacy w wiosłowaniu pomagają sobie nogą, dzięki czemu ramiona mogą trochę odpocząć.
Niekiedy rybacy wsiadają w wielkie łodzie by ścigać się, która załoga jest szybsza. Wygrać w takich zawodach oznacza zdobyć mistrzostwo świata, jako że nigdzie indziej nie powstała taka technika wiosłowania!
Oryginalny jest także tutejszy sposób łowienia. Do jeziora wkłada się stożkowe rusztowanie z bambusa z rozpiętą na nim z siecią. Gdy konstrukcja dotyka dna rybak zwalnia sieć, w którą przy odrobinie szczęścia łapie kilka ryb, które sprzedaje na pływającym targu.
Klasztor skaczących kotów
Wśród turystów do niedawna najsłynniejszą ze świątyń na jeziorze był klasztor skaczących kotów. Nazwano go tak, bo tutejsi mnisi by łatwiej zdobywać uwagę i datki turystów, nauczyli koty skakać przez obręcze. Nadano im przy tym modne zachodnie imiona i w błyskach fleszy skakały Madonna i Michael Jordan. Tyle, że z czasem tych pokazów zakazano. Dziś koty snują się sennie w klasztornych obejściach…
Tutejsze koty niewiele mają wspólnego z rasą kot burmański pochodzącą z klasztorów starożytnej Birmy. Wierzono, że dusza zmarłej osoby przed przejściem na najwyższy poziom doskonałości w następnym życiu, żyła jeszcze jakiś czas w ciele świętego kota, który po śmierci miał wstawiać się do Buddy za swoim właścicielem.
Podobno każdy nowy mnich otrzymywał takiego kota do wychowania, ale kto wie, może to kot miał wychować człowieka na prawdziwego mnicha?
Budda jak złoty bałwanek
Targ na jeziorze Inle czasem jest reklamowany jako „ostatni prawdziwy pływający targ na wodzie”. Jakże żywotne są piękne historie! Targ z łodzi był tu wiele, wiele lat temu. Gdy nad jezioro zaczęło ściągać coraz więcej turystów, szybkie motorówki wyparły łódki z cebulą i pomidorami. Dawny autentyzm przeminął z dolarami, o które dziś zażarcie walczą sprzedawcy upominków.
Ale jeśli chcesz coś kupić – warto wybrać się do świątyni Phaung Daw Oo. Dookoła: stragany, straganiki, pamiątki i dewocjonalia. Za to w środku czekają niezwykłe figurki Buddy – przez stulecia zostały tak obklejone płatkami złota, że przypominają miniaturowe bałwanki…
Artystyczne rękodzieło
Kolejną atrakcją jeziora są warsztaty rękodzielników. „Workshopy” wymyślone zostały przez rząd jako atrakcja turystyczna prezentująca miejscowe rzemiosło. A przy okazji pozwalająca na nabycie oryginalnej, ręcznie robionej pamiątki. Dziś to miejsca gdzie można kupić jedwabne ubrania, srebrną biżuterię lub lokalne cygaretki.
Wszystko tworzone ręcznie na miejscu, o podróbkach z Chin nie ma mowy! O wyrabianym w tutejszych warsztatach jedwabiu mówi się, iż jest tak doskonały iż nawet położony na ciernistej gałęzi spłynie z niej.
Choć jezioro wciąż jest domem dla około dwustu wiosek, Inle umiera. Dziesięciolecia opadania na dno kwiatów, trzcin, nawożonego mułu sprawiają, iż powstają trzęsawiska, które po jakimś czasie stają się niezwykle żyznym stałym lądem. Dziś do Inle prowadzą liczne kanały, będące dla mieszkańców dalszych wiosek często najszybszą drogą łączącą ich ze światem…
Indein splecione z naturą
Jednym z kanałów docieramy z jeziora Inle do Inn Dein Pagoda (na mapach zaznaczane też jako Indein i w kilku innych wersjach). Płynąc mijamy spiętrzenia wody i mosty, spinające dwa brzegi.
Nowa część świątyni nie jest zbytnio ciekawa, za to starsza ma klimat Angor Vat (z czasów przed turystycznym najazdem). Stupy plecione korzeniami wyglądają niczym scenografia do filmu o apokalipsie. Dla fotografa to raj bo wygląda to zjawiskowo!
Przeczytaj jak wygląda w Birmie wstępowanie dzieci do nowicjatu.
Wyjątkowe wprawy do Birmy organizuje TORRE
(c) AfrykAnka.pl
Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!