Laos do niedawna był turystyczną białą plamą. Kiedy kilka lat temu polski ambasador organizował wystawę malarską, artyści do Vientiane przywieźli ze sobą z Europy nawet młotek, jakby nie dowierzając, że naprawdę jest tu jakaś cywilizacja!
Czas socjalizmu nie pozostał bez wpływu na podejście miejscowych ludzi do życia. Uzyskanie informacji czasem graniczy z cudem. Autobus będzie (albo i nie), jechać do kolejnego miasta (a może innego?), rano (po południu?), stąd (albo z zupełnie innego miejsca). Po co się pytać, skoro swoi wiedzą, a obcych nikt tu nie prosił. I nie licz, że ktoś będzie usiłować zrozumieć twój barbarzyński angielski! Laos dla Laotańczyków!
Witamy w Vientiane!
Na razie jednak urzędnik wbija nam wizę i z szerokim uśmiechem woła: „Łelkam in Lao!” Choć stolica jest największym w kraju miastem, to na szczęście daleko mu do molocha. Wędrujemy znajdując kolonialne domy i Muzeum Rewolucji, buddyjskie świątynie i meczet Jamé skąd muezin nawołuje do modlitwy nie tylko po laotańsku i arabsku, lecz także po angielsku!.
Wat Si Saket naprzeciw pałacu prezydenckiego jest najstarszą zachowaną świątynią miasta, nas jednak fascynuje nie tyle jej historia co ponad 2000 posągów Buddy medytujących w niszach ścian świątyni. Mimo iż pochodzą z różnych czasów (powstawały od XVI do XIX wieku), mają bliźniacze twarze pełne niezwykłej harmonii i spokoju.
Na murach świątyni z malowideł „jataka” poznajemy historię życia Buddy. Zabytki jednak tworzą tylko jedno oblicze miasta.
Zachód słońca jak bajka
Vientiane, o zmierzchu przypomina szaloną wizję Herzoga. Ulicami toczy się rzeka nierealnych cieni, spowitych szaro-złotym kurzem. Płyną rowery, motory, riksze, samochody. Asfaltem wyłożono jedynie kilka reprezentacyjnych jezdni. Przybysze unoszeni tą rzeką pojazdów błąkają się między straganami i świątyniami, by wreszcie dotrzeć nad brzegi Mekongu. Ponad brunatnym nurtem co wieczór odbywa się ten sam spektakl. Kicz to, ale jaki śliczny!
Pomarańczowe słońce ogromnieje zatapiając się z wolna w wodzie. Wzdłuż brzegu rozłożyły się dziesiątki tanich restauracyjek. Gdy gasną purpurowe promienie, nabrzeże pogrąża się w mroku rozświetlanym jedynie gazowymi lampkami i świeczkami. Z ciemności dobiega koncert tysięcy cykad, które niezmordowanie grać będą przez całą noc.
Magia wieczoru
Przy stolikach przypadkowo spotkani turyści rozmawiają nieśpiesznie, wytyczając na mapach nowe szlaki. Vientiane zmęczył wszystkich hałasem, tłumem i upałem. Wkrótce okaże się, że trudno będzie im znaleźć następne miasto!
Wedle oficjalnych danych kraj zamieszkuje ponad 4 mln. ludzi, lecz mijając wioski budowane z bambusa i liści palm człowiek mimo woli zaczyna się zastanawiać, gdzie się podziały te 4 miliony? Laos wciąż pozostaje jednym z najrzadziej zaludnionych obszarów w Azji.
Interesuje Cię Azja? Przeczytaj o naszej podróży z małymi dziećmi do Birmy, Tajlandii i Kambodży!
(c) AfrykAnka.pl
Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!