Kapadocja – najpiękniejsze miejsca

Trzeba przyznać, że Kapadocja to miejsce gdzie dzieła przyrody niesamowicie splotły się z dziełami rąk ludzi. Poznaj wyjątkowe miejsca warte odwiedzin.

Cavusin - gdy część skały odpadła, odsłoniła wnętrza dawnych domów.

Cavusin – gdy część skały odpadła, odsłoniła wnętrza dawnych domów.

Kapadocja – krajobraz nie do uwierzenia

Przecieram oczy: spiczaste stożki niczym czapki Ku-klux-klanu podziurawione są otworami. Wydawało mi się, że w Kapadocji już żaden krajobraz mnie nie zaskoczy, a jednak! Koło Selime napotykamy miasteczko w skałach o tak osobliwych kształtach, że gdy opisywali je pierwsi badacze, ludzie w Europie nie bardzo chcieli im wierzyć.

Selime - niezwykły krajobraz.

Selime – niezwykły krajobraz.

Zaledwie 100 lat temu francuski naukowiec i jezuita Guillaume de Jerphanion pisał olśniony: „Ujrzałem baśniowe doliny w oślepiającym świetle”. Dziś tysiące turystów podążających jego śladami odmienia we wszystkich językach świata słowa „zachwycające, niezwykłe, cudowne”. Emocje pozostały te same.

A wszystko zaczęło się od wulkanu Ercias Dagi, który niczym doskonały mikser wyrzucał z siebie popiół i lawę. Popiół osiadał tworząc warstwę tufu pokrywającego całą okolicę. Potem wulkan się zmęczył i przez kolejnych kilka milionów lat pozostawił pracę deszczom, śniegowi i wiatrom.

Kapadocja - Rose Valley - krajobrazy na szlaku.

Kapadocja – Rose Valley – krajobrazy na szlaku.

Spływająca woda wyżłobiła kręte doliny i labirynty korytarzy. Powstał krajobraz będący gotową baśniową ilustracją. Skały mienią się kolorami: to piaskowe, to różowiejące, w innych miejscach szare lub czerwonawe. Jedne są samotnymi ostańcami pnącymi się ku górze, inne wędrują niczym zwarte szeregi. Wedle jednej z legend to dawni mieszkańcy Kapadocji, którzy podczas oblężenia przez wrogów ubłagali Allaha by zmienił ich w kamienie.

Kapadocja - zachód słońca.

Kapadocja – zachód słońca.

Podziemne miasta

Przez wieki czasy bywały niepewne: to dlatego powstały tu unikalne podziemne miasta. Naliczono ich w Kapadocji ponad 200, a największe znajduje się w Derinkuyu: na trzynastu piętrach rozciągających się do 60 metrów w głąb ziemi w razie zagrożenia mogło się schronić nawet 20 000 osób!

Ponoć Derinkuyu jest połączone podziemnym korytarzem z innym podziemnym miastem Kaymakli. Jest ono nieco mniejsze więc to właśnie je wybieramy do zwiedzania. Ostatecznie nie ma to większej różnicy ile tych podziemnych pięter zwiedzimy, a nie jesteśmy pewni, czy nasze dzieci długo wytrzymają w takim miejscu. Okazało się, że dla nich to genialny plac zabaw, za to dla nas… prawdziwa szkołą przetrwania!

W podziemnym mieście.

W podziemnym mieście.

Niektóre korytarze są żłobione tak wąsko, że najlepiej być wzrostu krasnoludka. Za to widoki niesamowite! Wszędzie poprowadzono oświetlenie by się wycieczki nie pogubiły i choć widzimy tylko kilka pomieszczeń, robią na nas niezwykłe wrażenia.

Oto studnia wentylacyjna wychodząca gdzieś bardzo nisko w dolinie, doprowadzająca świeże powietrze. A tu kuchnia ze ścianami osmalonymi przez lata gotowania. By nie zdradzić położenia miasta, dym wyprowadzany był kanałami wiele kilometrów stąd. A co robi pod ziemią wielki kamień młyński stojący w korytarzu? W razie napadu obcych błyskawicznie można było nim zamknąć przejście, dając czas pozostałym na ucieczkę.

Blokada korytarza z młyńskiego kamienia.

Blokada korytarza z młyńskiego kamienia.

A ta większa jaskinia? Toż to skalny kościół! Wyobrażam sobie, jak przed wiekami musiało wyglądać odprawianie w nim modlitw, być może właśnie obok miejsca gdzie stoimy płonęły proste świeczki, rozpraszając wszechobecny mrok. Zobaczyliśmy tylko cztery poziomy (bo tyle jest tu udostępnionych) ale wychodzimy na powierzchnię pełni emocji. Chłopcy tak się nakręcili, że postanawiają po powrocie do doku też sobie wykopać tajemne podziemne miasto. I chować się tam przed mamą!

Podziemne miasta powstawały na wypadek wojen, na co dzień znacznie przyjemniej mieszkało się w jaskiniach.

A kuku! Tu jestem!

A kuku! Tu jestem!

Wędrówka wąwozem Ihlara

Takich, jakie widzimy wzdłuż wąwozu Ihlara. Trzysta schodków w dół wprowadza nas w przeszłość gdzie nasi synkowie bawią się w małych odkrywców.

Wąwóz Ihlara - schodzimy!

Wąwóz Ihlara – schodzimy!

– Mama, zobacz jakie super przejście! – wołają.
Przejście istotnie jest super, ale na ich rozmiar, ja się tu nie zmieszczę, chyba że na czworakach! Pozwalam im za to wejść dalej i po chwili słyszę:
– Mamaaa! Tu jesteśmy!
Ze skalnego okna wyglądają dwie wesołe buzie! Nasz przewodnik Orhan patrzy ze zdumieniem.
– Tyle lat prowadzę tu wycieczki, ale nie wiedziałem, gdzie to przejście prowadzi!

Jasne, on też nie jest w rozmiarze sympatycznego krasnoludka! Wędrując wzdłuż potoku w pewnym momencie dochodzimy do… restauracyjki na wodzie! Ocienione platformy otacza stado kaczek liczących na jakiś kąsek, pijąc herbatkę można zanurzyć dłoń w krystaliczną wodę, istna sielanka!

A do tego nad brzegami szumią drzewa, rzeka sennie mruczy, to zupełnie inna Kapadocja!

Ihlara - wędrujemy szlakiem....

Ihlara – wędrujemy szlakiem….

I odpoczywamy na rzece :D

I odpoczywamy na rzece 😀

Współcześni jaskiniowcy

A gdzie spotkać współczesnego jaskiniowca? Nam udaje się to w Rose Valley, gdy trafiamy do skalnej knajpki.

– I’m cave man! Yabba-dabba-doo! – śmieje się do nas młody chłopak, naśladując udanie najsłynniejszego jaskiniowca Freda Flinstona.

Rose Valley - kawiarnia w jaskini.

Rose Valley – kawiarnia w jaskini.

I choć dziś mieszka tu tylko w sezonie, to jeszcze w połowie XX wieku ludziom zdarzało się na stałe mieszkać w jaskiniach. Do dziś w Goreme czy Urgup są zamieszkałe skalne domy. Przy czym od dawna nie są to prymitywne jaskinie lecz wyposażone w luksusy mieszkania.

Z bieżącą wodą i elektrycznością, tylko klimatyzacja jest zupełnie zbędna, bo skały latem doskonale chłodzą. Ba, nawet hotel Has Cave Konak w którym mieszkamy stylowo wykorzystuje swe położenie przy skalnym wzniesieniu: w skalnej ścianie sypialni wyżłobiono ornamenty, a łazienka to tak naprawdę… urocza jaskinia zdobiona kafelkami!

Nasz pokój w hotelu.

Nasz pokój w hotelu.

Dolina Miłości czy siusiaków?

Ostatniego wieczoru odwiedzamy jeszcze Dolinę Miłości. Miejsce to słynie z wielkich, samotnych skał wyglądających, hm, najtrafniej byłoby napisać jak sterczące do nieba fallusy. Chłopcy od razu nazwali je Doliną Siusiaków i biegają teraz między nimi pełni szczęścia.

Dolina Miłości - można ją zwiedzać konno!

Dolina Miłości – można ją zwiedzać konno!

I gdy wieczór robi się coraz bardziej nastrojowy, nagle rozlega się krzyk zupełnie nie pasujący do namiętnego klimatu tego miejsca:
– W leeewo! Moje lewo do cholery! I mniej świeć!
Mąż przy aparacie zmienia się we wściekłego despotę. Bo niebo ciemnieje, mamy ledwie kilka minut by zrobić zdjęcia skalnym ostańcom. Trzeba się sporo nabiegać ze światłami i nakombinować przy aparacie, by zrobić oryginale zmierzchowe zdjęcia.

Za to efekt końcowy – fantastyczny. I patrząc potem w monitor już nie pamiętamy, że pracując nad tym ujęciem mało się nie rozwiedliśmy… Następnego dnia będziemy widzieć to miejsce lecąc balonem, ale z góry nie robi już takiego wrażenia…

Zdjęcie Krzyśka, światło - Ania.

Zdjęcie Krzyśka, światło – Ania.

I jeszcze inne ujęcie tej doliny.

I jeszcze inne ujęcie tej doliny.

Ceramika dla milionera

Choć swą urodą Kapadocja dzieli się za darmo, to znaleźliśmy jedno miejsce, gdzie po raz pierwszy w życiu żałowałam, że nie jestem bogata. Nie wrażeniami, ale dowolną ilością gotówki, by móc wydawać, nie martwiąc się o stan konta.

Trafiliśmy do domu rodziny Omurlu w Avanos. Z zewnątrz to dom jakich wiele, szyld informujący że jest tu sklep i pracownia garncarska. Czego się tu spodziewać? Na pewno nie tego, że po przejściu progu trafiamy do istnego Sezamu pełnego ceramicznych skarbów!

Etapy zdobienia ceramiki.

Etapy zdobienia ceramiki.

Właściciel o twarzy Kojaka niczym słynny detektyw odkrywa przed nami tajniki powstawania dzbanów na wino. Dzbanów wokół wielkiego otworu, filigranowych i osobliwych. Patrzymy z chłopcami zafascynowani jak szara glina ożywa pod palcami mistrza, zmieniając się w kolejne elementy dzbana.

Potem barwna opowieść o kolorach (czysta ekologia – tylko z natury!), jak rysuje się wzory, jak szkliwi… Nim wejdziemy do sklepu nakazuję chłopcom pozostać na podwórku. Oni sztuki nie docenią, a jakby coś stłukli… Na szczęście obyło się bez przymusowych zakupów!

Wszystko tworzy się tu ręcznie.

Wszystko tworzy się tu ręcznie.

Detal na ceramice.

Detal na ceramice.

Oryginalny dzbanek - początek tworzenia.

Oryginalny dzbanek – początek tworzenia.

Ceramika z Avanos to czyste piękno.

Ceramika z Avanos to czyste piękno.

Zdjęcia do tego wpisu zostały zrobione przeze mnie i Krzysztofa Kobusa TravelPhoto.pl podczas prac nad książką o Turcji dla National Geographic Polska.

Zajrzyj na nasz kalendarz pokazów – może będziemy niebawem opowiadać o Turcji?
O naszej wyprawie do Turcji przeczytasz na portalu Planeta Kobusów (Małego Podróżnika).


(c) AfrykAnka.pl

 

Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Może Cię zainteresuje...

Zostaw komentarz