Utknęłyśmy. Motorki przywiozły nas znad jeziora Malawi do Nkothakotha, ale zbiorcza taksówka ani myślała zawieźć nas dalej. To znaczy – kiedyś ruszy. Jak zbierze się komplet pasażerów. Tylko kiedy to będzie?
Spis treści:
Motor na każdą drogę
W Malawi – podobnie jak w wielu innych afrykańskich krajach – bardzo popularne są taksówki motorowe, w Afryce Wschodniej zwane boda boda. Wszędzie na poboczach stoją mężczyźni (nie widziałam ani jednej kobiety, to męski zawód), gotowi cię podwieźć (za umiarkowaną opłatą).
Za pierwszym razem wsiadałam trochę z duszą na ramieniu (bo w życiu jeździłam tylko kilka razy motorami), ale wkrótce okazało się, że to najsprawniejszy środek transportu. Przejedzie i przez błoto, i wyboje, i tam gdzie drogi dla auta nie ma, i tam gdzie aut w ogóle nie ma.
Zwykle było tak, że docierałyśmy do jakiegoś punktu, umawiałyśmy motor i ruszaliśmy… na stację benzynową by zatankować. Bo paliwo bierze się wtedy, gdy jest klient. Przy czym stacja benzynowa to czasem stragan przy drodze, reklamujący się kanistrem an kołku, że tu dostaniesz paliwo.
A nasze bagaże przywiązywane były taśmami z opon (praktyczny recycling!) na bagażniku, dzięki czemu jechało się naprawdę wygodnie. W moim przypadku na walizkę dowiązywano torbę fotograficzną, choć czasem kierowca brał ją do siebie na przód.
Auto wielo-osobowe
Producenci aut osobowych w Polsce stanowczo mają niedoszacowaną ilość pasażerów! Nasz rekord w Malawi to 12 dorosłych + dwoje dzieci. Bo aut jest mało, a ludzi którzy muszą gdzieś dojechać znacznie więcej. Stąd na każdym kolejnym postoju zaczyna się misterne przekładanie, przesiadanie, upychanie, aż wszyscy znajdą swoje miejsce.
Bywa, że na siedzeniu kierowcy jest pasażer z dzieckiem na kolanach, czasem w drugim rzędzie ktoś jedzie stojąc lub kucając (bo siedzeń nie starcza dla wszystkich), ale najważniejsze, że wszyscy jedziemy!
Bagaże lądują na dachu, choć jest towar specjalny, który ma swoje stałe miejsce. To ryby, które mocuje się do… wycieraczki. Dzięki temu suszą się na słońcu, no i nie pachną nam w środku.
Ile kosztuje taksówka
Z Nkothakotha chciałyśmy dotrzeć do Ntchisi Forest, ale okazało się, że wieloosobowa taksówka szybko nie ruszy. Właściwie to chyba pojedzie za cztery godziny. W tym momencie z pomocą ruszył nam inny kierowca.
– Tylko 50 000 kwacha i jedziemy – kusił. To około 25$ (1 USD = ok. 2000 Mk), za taksówkę wieloosobową miałyśmy zapłacić po 8000 Mk każda. Targujemy do 40 000 bo jest już 13.00, przed nami kawał drogi, do Ntchisi chcemy dotrzeć przed wieczorem.
Ustalamy w końcu cenę 40 000, kierowca uprzedza, że weźmie trochę pasażerów (co by kurs mu się opłacić). Trudno, niech bierze, tylko już jedźmy! No ale jeszcze trzeba zatankować…
W końcu ruszamy, by po przejechaniu dosłownie 400 metrów zacząć zabierać pasażerów. Z każdym dyskusja o cenie do zapłaty, u każdego: bagaż do zabrania. A jeszcze sprzedawczynie owoców od razu podbiegają, towar wciskają, do zakupu namawiają…
Na szczęście spora część trasy przebiega przez park narodowy Nkothakotha, gdzie już nikt się nie dosiadał. O tej porze roku szanse na zobaczenie zwierząt są niewielkie, bo po deszczach (jest marzec) wysokie trawy są w stanie zakryć nawet słonie. Deszcze wyrzeźbiły też w drodze fantazyjne kaniony, szczerze mówiąc kilka razy miałam wątpliwości czy damy radę przejechać!
Motor wszędzie dojedzie
W końcu docieramy do Malomo. Dalej mamy coś złapać, choć pustki po drodze dobitnie wskazują, że na auto szans nie ma. Ale są motory! Szybka dyskusja i już nasze bagaże lądują na dwóch motorach.
Umówiłyśmy cenę 10 000 Mk za 17 km (do osady Ntchisi), ale panowie już w trasie proponują, że za dodatkowe 10 000 dowiozą nas do lodge. Cudownie, przynajmniej będzie szybciej.
Po godzinie mam wrażenie odbijania się na wybojach robimy krótką przerwę. Ja wiem, że „Afryka nie jest dla cieniasów” i że „ninja nie może być miętka”, ale kuper boli mnie niemiłosiernie. Do tego dłonie mam ścierpnięte od kurczowego trzymania się siedzenia: dopiero z czasem nabiorę zaufania do kierowców i przestanę ściskać metal z całej siły.
Tego dnia mamy do przejechania motorami jakieś 70 km, a drogi są zdecydowanie w stylu przygody niż komfortu. Bo w interiorze i po porze deszczowej drogi są wyzwaniem. Ale kierowcy motorów znają je doskonale i wiedzą jak omijać kolejne pułapki.
W Ntchisi okazuje się, że nie ma paliwa, więc nasi easy rider nie mogą nas dalej zawieźć. Sprawnie znajdują nam kolejnych kierowców, dogadują cenę (po 5000 Mk) i przesadzają na kolejne motory.
Przez góry Ntchisi
To był najpiękniejszy – choć trudny – odcinek naszej podróży. Droga wije się między wzgórzami, czasem zmienia się raczej w ścieżkę. W złotych promieniach słońca widać osady na grzbietach gór otoczone uprawnymi polami i samotnymi drzewami.
Chciałabym zatrzymać się, by to sfotografować, ale jest coraz później, a kierowcy muszą jeszcze zjechać na dół. Nie ma czasu na takie fanaberie. Trudno, najpiękniejsze widoki i tak najlepiej zapamiętać: fotografie jakie mam w sercu zostają na zawsze.
Za to dzieciaki na nasz widok wołają: – Azungu! Azungu! Co znaczy dokładnie to samo co muzungu w suahili. Obcy, turysta, inny. Takich na motorach się tu często nie widuje. Zwłaszcza w sukienkach kitenge! Budzimy zaciekawienie, czasem życzliwy śmiech. Machamy w pozdrowieniu, ciesząc się z tej jazdy.
W pewnym momencie docieramy do mostu, przed którym leży belka. To szlaban, by nie przejechał zbyt ciężki pojazd. Szybka wymiana pozdrowień i ruszamy dalej.
W innym miejscu drogę zagradza nam ścięte drzewo. Kierowcy na chwilę stają, oceniają sytuację i mijają je bokiem. Za to przy osuniętej skarpie jedziemy wolno, trzymając się bezpieczniejszej części drogi.
Motor, my love!
Nigdy nie udało mi się ustalić, z jaką szybkością jechałyśmy, bo wskaźniki leżały sobie spokojnie na zerze. Może to i lepiej, wiedza wcale szczęścia nie daje. Wreszcie docieramy do lodge. Płacimy chłopakom po 10 000 Mk, to była długa droga, nie wypadało dać mniej.
Wieczorem patrzymy na mapę. By wydostać się z Ntchisi Lodge w kierunku jeziora Malawi czeka nas jakieś 60 km, z czego połowa trasy przez góry.
– To piękna trasa, regularnie tędy jeżdżę. – mówi Timo, manager lodge.
Miał rację. Trasa była piękna. Co prawda rano lało więc zrobiło się trudniej, a w jednym motorze spadał łańcuch (co jakiś czas prosiliśmy przechodnia o jego założenie aż w końcu w przydrożnym warsztacie mechanik dokręcił co trzeba), ale daliśmy radę. Zaś końcówkę trasy przejechałyśmy świetnym asfaltem.
I ja wiem, że moi znajomi jeżdżący wspaniałymi maszynami pewnie uznają, że te motorki nie zasługują na dumne miano motoru, ale dla mnie to wspaniałe maszyny. Dzielnie dające radę po naprawdę trudnych drogach.
Zatem choć kocham terenowe auta, cieszę się, że miałam okazję poznać interior Malawi na motorach!
I pozdrawiam ekipę, która kiedyś podwiozła mnie do Mikołajek, Tomka easy ridera, pewnego fana żużlu oraz Ankę, która sama na motorze objechała Afrykę!
Planujesz samodzielny wyjazd do Afryki? Zacznij od Namibi – zapraszam na nasz portal TravelNamibia.pl. Zajrzyj do wpisu w co się spakować na safari.
Jedziesz do Malawi / Zambii? Polecam przewodnika Billy Nkhoma (doskonały znawca zwierząt, przewodnik z wieloletnim doświadczeniem i zna wszystkich których warto znać), znajdziesz go na whatsupp: + 265 996 42 7314
(c) Anka Olej-Kobus | AfrykAnka.pl
Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!