Praca na katamaranie cz 4. Życie, nie turystyczny folder.

W biurze we Francji praca na katamaranie wyglądała świetnie. Program dopasowany do wymagań i zainteresowań klienta, oferujący maksymalne wykorzystanie czasu. Nie uwzględniano tylko takich drobiazgów jak odpływy, które w Morondawie uniemożliwiały wypłynięcie z kanału gdzie cumowaliśmy. Woda cofała się opadając o kilka metrów, a my osiadaliśmy spokojnie na dnie, czekając na jej powrót.

Praca na katamaranie – proza życia

A tymczasem klient właśnie wylądował i zgodnie z planem powinien za godzinę rozpocząć swą morską przygodę. Z tym można było sobie poradzić, wystarczyło wcześniej wypłynąć na otwarte wody, a naszego gościa z bagażami dowieźć bączkiem, choć przy większych falach istniało ryzyko podtopienia bagażu. Nic to, wszak przyjechał tu dla przygody. I dla wypoczynku, zaś program by „optymalnie wykorzystać czas” przewidywał np. nocną żeglugę do wysp Barrena.

Pobudka! Płyniemy przez fale by zdążyć na czas z kolejnym czarterem!

Pobudka! Płyniemy przez fale by zdążyć na czas z kolejnym czarterem!

Gdy wiał mocniejszy wiatr, spanie w kabinie położonej z przodu stawało się praktycznie niemożliwe. Dzioby łodzi wyskakiwały wprost z wody, by po chwili opaść z hukiem w dół. Wszystko w kuchni i salonie przywiązane, zatem tu nic nie spadnie, ale jak przywiązać się do łóżka?

Taka noc we wspomnieniach stawała się dla klienta „niedźwiedzim mięsem”, jednak przeżywana na jawie, była koszmarem. Szczęśliwie większość pasażerów po wytłumaczeniu im warunków żeglugi była skłonna zmodyfikować swe plany, aby odbyć jak najciekawszą a zarazem nie męczącą podróż. Gdy wypadło żeglowanie w nocy, wraz z Bernardem zmienialiśmy się na wachtach. Pierwszej nocy co dwie godziny (uznał, że pozostawienie mnie za sterem na dłużej może być zbyt ryzykowne), a potem już co trzy godziny.

Wachty - mój ulubiony czas na łodzi. Praca na katamaranie była świetną lekcją życia.

Wachty – mój ulubiony czas na łodzi. Praca na katamaranie była świetną lekcją życia.

Pewnym problemem na początku był brak autopilota. Na antypodach zreperowanie elektroniki jest wręcz niemożliwe, stąd czekaliśmy na przysłanie kolejnego z Francji. Gdy w czasie nocnej wachty zachciało mi się iść do toalety lub zrobić sobie kawę, przywiązywałam sznurkiem ster i gnałam co szybciej nim zmieni się obrany kurs.

Od niechybnego zgubienia na bezmiarze wód ratowała mnie stała obecność GPS, na którym wyświetlała się wytyczona marszruta i moje od niej odchyły.

Płyniemy w okolicy wysp Barrena. Steruję (prawie) zgodnie z kursem.

Płyniemy w okolicy wysp Barrena. Steruję (prawie) zgodnie z kursem.

Nasz mostek kapitański.

Nasz mostek kapitański.

Kłopot sprawiały nam też terminarze. Bywało, że przybijaliśmy do portu kończąc czarter, a następnego dnia rano zaczynał się kolejny rejs. Wtedy z morza wysyłaliśmy faks (połączenia przez satelitę choć koszmarnie drogie umożliwiały szybki kontakt) ze spisem brakujących rzeczy, a po zacumowaniu rzucaliśmy się do generalnych porządków, uzupełniania zapasu paliwa, napojów, pościeli etc.

Dobrze chociaż, że wodę produkowaliśmy sami, nie musząc się martwić o odpowiedni zapas, bo przecież co dzień zużywaliśmy jej około 400 litrów! Takie błyskawiczne podmiany zwykle oznaczały dodatkowy stres, bo oczywiście ktoś o czymś zapomniał, czegoś nie było na targu i „mamy sobie poradzić”. To był też jedyny moment, kiedy można było sobie cokolwiek wygarnąć, bo przecież przy klientach nawet podniesiony ton był nie do pomyślenia.

Bez względu na własne nastroje zaczynaliśmy kolejny rejs, a ja niekiedy czułam się jak źle naładowana bateria. Wtedy pomocą stawała mi się rutyna, a wypoczynek i regenerację sił przekładałam w bliżej nieokreśloną przyszłość.

I znów płyniemy w rejs...

I znów płyniemy w rejs…

Audycji AfrykAnki o Madagaskarze w Polskim Radio Dzieciom – posłuchasz tutaj.
Przeczytaj ostatni odcinek opowieści o żeglowaniu po Madagaskarze.


(c) AfrykAnka.pl

Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Może Cię zainteresuje...

Zostaw komentarz