Nasze dzieci znalazły się w raju. Raj nazywał się Barnens Gård i był wesołym miasteczkiem w stylu wiejskiej farmy. Tycimi traktorami i ciężarówkami mogłyby jeździć przez cały dzień!
Spis treści:
Świnka i truskawki
Historia powstania Barnens Gård jest dość niezwykła. Otóż było sobie małżeństwo farmerów, które sprzedawało truskawki niedaleko Karlskrony. Mieli też przy drodze zagrodę dla świnki, często więc parkowali tu rodzice, by dziecku pokazać prawdziwego zwierzaka. Przy okazji kupowali koszyk pysznych i zdrowych truskawek.
Dla sprawienia dzieciom radości farmerzy dobudowali zatem huśtawki, aby zaś dać im namiastkę wiejskiego życia dodali wybieg dla kurek. I zjeżdżalnię na kombajnie. Wkrótce nikt już nie miał głowy do sprzedaży truskawek, za to powstało fantastyczne wesołe miasteczko. Tę historię opowiada mi Åsa, która wraz z mężem trzy lata temu kupiła to miejsce.
– A dom farmerów jest tam, na wzgórzu.
Faktycznie, za płotem widać tradycyjny drewniany dom. Farmerzy stali się zamożni dzięki swemu parkowi rozrywki, ale ich dom wygląda tak jak wszystkie w okolicy. Bo chociaż mogliby wybudować sobie okazałą willę, po prostu nie wypadało im chwalić się pieniędzmi, co najlepiej ilustruje szwedzkie słowo lagom.
Oznacza ono umiar i skromność, cechy nader tu cenione. Anegdota głosi, że gdy pewien chłopak kupił sobie jaguara, sąsiedzi uznawszy to za snobizm przestali się do niego odzywać. Dopiero gdy wywiesił kartkę, że samochód jest używany i był tani, znów zrobiło się miło. Ta skromność Skandynawów jest bardzo ujmująca: nieważne, czy jesteś biedny czy bogaty, na ulicy wszyscy chodzą podobnie ubrani, jeżdżą do pracy podobnymi autami lub rowerami, a w rządzie wybuchła afera, gdy jeden z posłów zapłacił służbową kartą kredytową za przejazd pociągiem osobowym (!).
Traktor i poduszkowa bitwa
Dziś Barnens Gård oferuje dzieciom zabawę w stylu wiejskim, ale bynajmniej nie wsiowym. Nasi chłopcy dosłownie oszaleli z radości, widząc samochodziki na akumulatory: miniaturowe ciężarówki mkną szosą z emocjonującym przejazdem przez stodółkę, traktorki ciągną przyczepki z owocami lub konikami, a niekiedy do przyczepki daje się wsadzić młodsze rodzeństwo.
Byliśmy tu dwa lata wcześniej i powrót do tych aut był dla moich synków wielkim marzeniem.
– Stasiu, pamiętasz to miejsce? – pytam z ciekawości.
– Tak, bo ja jestem taki pamiętnik! – odpowiada z dumą, ale już nie ma czasu na rozmowy z mamą, samochód czeka!
Wyścig traktorkami dookoła miniaturowego kościółka po krętych uliczkach dostarcza więcej emocji niż Formuła 1.
A może bitwa na poduszki? Siadamy na belce naprzeciwko siebie i zaczynamy walkę. Rzecz jasna spadam pierwsza (pod spodem jest gruby materac), Michaś pyta, czy chcę jeszcze raz się z nim zmierzyć? Pewnie, że tak! Tym bardziej, że wkrótce na pomocnika dołącza Staś, który już siada przed mamą i z radością bierze się za okładanie brata. I nareszcie nikt na nich nie krzyczy, że nie wolno się bić.
Pora na chwilę odpoczynku, może porzucamy jajkami? Jajka są plastikowe, a wrzucamy je do kurnika w kształcie małego domku: im mniejszy otwór tym więcej punktów. Gdy zaczyna się konflikt („Ale on wrzuca tam gdzie ja chciałem!”), udaje się nam przerzucić ich uwagę na… młotki.
Barnens Gård – farmerski plac zabaw
Leżąca obok wielka drewniana kłoda pełna jest wbitych gwoździ. Obok nas zachęcana przez tatę dziewczynka z zapałem wbija kolejny, więc i my bierzemy się do roboty.
Okazuje się, że tak proste zajęcie jest dla dzieci wspaniałą zabawą, pobudzającą do kreatywnego myślenia (jak ułożyć wzór wbijając gwoździe?). Nie po raz pierwszy przekonuję się, że wymyślne edukacyjne zabawki wcale nie są potrzebne do szczęścia. Zresztą to wbijanie gwoździ okaże się jedną z bardziej lubianych w Szwecji rozrywek.
Zachowując charakter farmy zostawiono tu kilka zagród: można pokarmić świnki, pogłaskać króliki lub wsiąść na wielki wóz i pojechać do krów na pastwisku. Ba, nawet dmuchany plac zabaw zamiast rycerskich baszt ma wymalowane krowy i snopki siana, a zjeżdżalnia zrobiona jest w kształcie traktora!
– Gdzieście go znaleźli? – pytam zdumiona Åsę, bo czegoś takiego jak żyję nie widziałam.
– Zamawiamy według naszego wzoru, tyle, że co roku trzeba kupować nowy – śmieje się.
Nic dziwnego. Dzieciaki wariują po nim z takim entuzjazmem, że cudem jest wytrzymanie przez niego całego letniego sezonu. Obok czeka małpi gaj: drewniane pomosty i plecione sznury, między którymi biega rozradowana blond dzieciarnia w wieku od kilku do kilkunastu lat.
A co można zrobić ze starym kombajnem? Pomalować go na zielono i doczepić kilka zjeżdżalni. Jedna z nich w formie rolek szczególnie cieszy moich synków, bo zjeżdżając masują sobie pupy wołając „auć, auć, boli!” Ale widać mało boli, bo gdy tylko znajdą się na ziemi natychmiast wspinają się znowu na górę.
Pizza pokoju
Tymczasem Julek pobiegł do parku wodnego. Największą atrakcją tutaj jest zjazd na dmuchanej dętce. Ten chłopak ma odporność morsa, bo dla mnie woda jest zbyt rześka, a on – podobnie jak szwedzkie dzieci – pławi się z radością. Większość osób przychodzi tu na cały dzień, wożąc kosze piknikowe w drewnianych wózkach.
Można zrobić grilla – jest specjalne stanowisko przy stołach, albo rozłożyć koc na trawie. Można też i to jest nowość ostatniego sezonu, zrobić sobie samemu pizzę. Dzieci dostają zamrożone ciasto, układają na nie wybrane przez siebie składniki i zapiekają w zgrabnych małych piecykach. Oczywiście tylko w opisie jest to tak proste, bo skoro brat wziął cebulę to ja też chcę!
– Julek, a ty masz oliwki?
– A gdzie są pomidory?
– Ja CHCĘ pomidory!
– Nie przepychaj się!
– Sam się nie przepychaj!
– Mamo, on się przepycha!
– Czy ktoś widział Stasia?
– Hej, kto zabrał moje ciasto?!
– To mój piecyk!
– Pomidoryyy!
Tak, podróżowanie z większą ilością dzieci ma wiele zalet, ale czasem zmusza to rodziców do ćwiczenia niezwykle trudnej cnoty cierpliwości. Na szczęście kryzysy mijają, a na farmie możemy spędzić cały dzień!
Barnens Gård jest czynny: od połowy czerwca do połowy września, dokładne godziny i ceny sprawdzisz TUTAJ.
Relacja z naszych rodzinnych podróży po Szwecji: wyjazd 2008, wyjazd 2011, wyjazd 2013.
Zajrzyj do wpisu o Podróżownikach – czyli napisanych przeze mnie przewodnikach i pamiętnikach dla dzieci.
Zdjęcia w tym wpisie zostały zrobione przeze mnie i Krzyśka Kobusa / TravelPhoto.pl
(c) AfrykAnka.pl
Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!