Rezerwat Maasai Mara to miejsce, które piloci wypraw kochają i nienawidzą. Bo czasem to miejsce obdarzy cię szczodrze zwierzętami, a czasem jedziesz i jedziesz, emocje jak na grzybach…
Spis treści:
Nieprzewidywalne Maasai Mara
Ten rezerwat to miejsce ikoniczne. Rozsławione zdjęciami i filmami z wielkiej migracji, ze spektakularnymi scenami przekraczania rzeki Mara przez tysiące gnu. Tyle, że filmowcy spędzają czasem nawet dwa-trzy lata, by uchwycić bogactwo przyrody tego miejsca. Ja mam niecałe dwa dni…
W lutym 2022 pogoda była nieprzewidywalna. Miało być sucho – padało, spodziewałam się wypalonej ziemi – było zielono. O tłumach zwierząt nie było co marzyć. Ciemne, burzowe chmury snuły się za nami, a jednak i taka pogoda potrafi przynieść piękne niespodzianki!
Przerwane polowanie
Dosłownie dwa kilometry od bramy wjazdowej spotykamy lwią rodzinę. Cztery lwice obserwują pasące się w oddali impale, jakby oglądały telewizję.
– Zostajemy! – decydujemy zgodnie. – Może coś się z tego rozwinie.
Lustruję krzaki przez lornetkę. Ależ tam w głębi są jeszcze dwa łebki! A nie, jeden się już schował. Ciekawe gdzie jest tata…
Po dłuższej chwili jedna z lwic wstała. Miała jakieś dwa lata, o czym świadczył różowy koniuszek nosa i jasne cętki po boku. Wciąż uczyła się, jak skutecznie polować. Szła skupiona, czujna i gotowa w każdej chwili do ataku. Ale jej cel – dwa guźce skubiące trawę – był daleko. Jakieś kilkaset metrów. Lwica stawiała ostrożnie każdy krok, zniżona ku ziemi. Zwinnie minęła stojące na drodze samochody, wiatr jej sprzyjał.
Ale któraś z impali już ją wypatrzyła. Wszystkie skamieniały, oczy wpatrzone w brązowy punkt. Guźce jeszcze przez chwilę były nieświadome zagrożenia, aż nagle, zupełnie nieoczekiwanie rzuciły się do ucieczki. Jednocześnie wszystkie antylopy pokazały nam pasiaste zadki, umykając w bezpieczniejsze miejsce.
Lwica przez chwilę popatrzyła przeciągle na okolicę i wróciła do swego stada. Przeszła nad jedną z lwic ocierając się o nią, potem przytuliła do drugiej i na końcu przytuliła głowę do trzeciej z lwic. Zapewne któraś z nich była jej matką, a któraś ciotką.
Rodzinny odpoczynek
Przez dłuższą chwilę obserwowałyśmy całą rodzinę. Jedna z lwic miała obrożę telemetryczną. W ten sposób przyrodnicy zaangażowani w projekty chronienia lwów mogą sprawdzić trasy ich wędrówek i próbować zapobiegać konfliktom z ludźmi. A problem jest spory, bo ani ludzie, ani zwierzęta nie respektują granic rezerwatu. Masajowie wypasają swe krowy także za bramą parku, lwy wychodzą do wiosek na łatwiejsze polowania. I choć dziś młodzieńcy masajscy nie udowadniają swej odwagi zabijaniem lwów, to gdy któryś zbyt często porywa kozy i owce, bywa zabijany przez miejscowych jako szkodnik.
Oglądana przez nas rodzina wyglądała idyllicznie. Maluchy wyszły z ukrycia i co jakiś czas wdrapywały się ciotkom na plecy. W pewnym momencie jedna z lwic postanowiła odpocząć nieco dalej. Chyba miała już dość ostrzenia pazurków maluchów o swe futro. Odchodząc strzyknęła moczem na kamień. Następna lwica idąc za nią na chwilę przystanęła, by sprawdzić zapach.
Koty (także te wielkie!) poza węchem i smakiem mają też narząd Jacobsona (zwany też lemieszowym) znajdujący się w podniebieniu i mającym ujście za górnymi zębami. Dzięki niemu odbierają informacje zawarte w feromonach, zaś by lepiej „przeczytać” komunikat, charakterystycznie otwierają pyszczek. Po chwili kolejna lwica też sprawdziła zapachową wiadomość i zaległa obok pozostałych lwic.
– Ale serio? Ciocia mnie zostawiła? Mamoooo!!! Nudzi mi się!!! – zdawał się mówić maluch i w tym momencie ostentacyjnie ziewnął. Znacie tę teorię, że ziewanie jest zaraźliwe? Najwyraźniej działa to też na lwy, bo po chwili zaczęła ziewać też mama.
Ale maluch już wziął sprawy w swoje łapy. Przystanął przy zapachu na kamieniu naśladując starsze lwice, po czym podreptał do cioci, by jej trochę poprzeszkadzać w odpoczynku. Przecież gdzieś musi się nauczyć wspinaczki, a plecy cioci to świetne miejsce do treningu!
Wspaniale było obserwować te scenki, bo najczęściej gdy spotyka się lwy – po prostu śpią. I potrafią tak leżeć pół dnia! Gdy dwie godziny później wyjeżdżaliśmy z Maasai Mara, tylko zgnieciona trawa zdradzała miejsce, gdzie odpoczywała lwia rodzina. Ciężkie krople deszczu wygnały koty gdzieś w busz…
Żyrafka na śniadanie
Następnego poranka przed świtem wyruszyłyśmy na lot balonem. Ponieważ w nocy padało to zwierząt praktycznie nie było, ale tuż przed lądowaniem zobaczyliśmy kilka aut. Spojrzenie przez lornetkę: brązowe plamy to lwy, ich śniadaniem jest jakieś większe zwierzę. Po skończonym locie też mieliśmy jechać na śniadanie, ale wyprosiłam u kierowcy, by choć na chwilę podjechać do lwów. Młody samiec jeszcze nie miał grzywy, ale już był skutecznym myśliwym. Polowanie na żyrafy to śmiertelnie niebezpieczne zajęcie.
Bowiem matki żyrafy, zwykle łagodne i płochliwe, zaciekle bronią swych dzieci. A kopytem wielkości talerza mogą zabić. Na młode żyrafy czeka tak wiele niebezpieczeństw, że dorosłości dożywa tylko jeden na pięć maluchów. Gdyby ich matki nie były tak odważne, jako gatunek dawno by wyginęły. Niestety tym razem się nie udało…
Lew przerwał jedzenie, złapał swą zdobycz za szyję i odciągnął o kilka metrów. Imponujący wyczyn, bowiem upolowana żyrafka (jej wiek oceniłyśmy na jakieś 3-4 miesiące) ważyła ponad 100 kilo. Po chwili samiec wrócił do swej uczty, co jakiś czas liżąc sierść żyrafy tak, jak dzieci liżą cukierka.
W pobliżu na swą kolej czekała lwica, a nieco dalej czaiła się samotna młoda hiena cętkowana. Gdy i oni skończą swą ucztę, zapewne zlecą się sępy, a do wieczora pewnie nie będzie już śladu po malutkiej żyrafce…
Lwice polują, lwy jedzą
Po kilkunastu minutach spotkaliśmy kolejne ucztujące lwy. Jeden z nich był już po posiłku: leżał na drodze ciężko dysząc. Nawet nie miał siły opędzać się od much, które chmarą siedziały mu na pysku. Skoro udało się polowanie, trzeba najeść się na zapas!
Lwy – wbrew obiegowej opinii władców sawanny – nie mają lekkiego życia. Bardzo często zdobycz odbierają im hieny, zaś polowanie to za każdym razem walka o przetrwanie. To dlatego zwykle polują lwice. Gdyby dominujący samiec został ranny, inny lew mógłby przejąć jego harem. A pierwszą rzeczą jaką robi nowy władca jest zabijanie młodych, by samice jak najszybciej zostały matkami jego dzieci…
Dlatego samicom opłaca się ryzykować życie podczas polowań, by dać szansę swemu potomstwu na przeżycie do dorosłości. Choć ryzyko śmierci jest zawsze o krok, bowiem gdy nadchodzi czas posiłku, kolejność jedzenia jest ściśle określona. Najpierw jest samiec (by mieć siłę walczyć o swój rewir i stado), potem samice, następnie starsze dzieci i dopiero na końcu maluchy. Nie zawsze dla nich zostaje jedzenie…
Choć z naszego punktu widzenia wygląda to okrutnie – jednak lwom bardziej opłaca się nakarmić te z dzieci, w których wychowanie zainwestowały najwięcej wysiłku… Biada maluchom, którzy niecierpliwie wystąpią przed szereg. Pacnięcie ojcowską łapą jest nie tylko bolesne, ale bywa też zabójcze…
Maasai Mara nie rozpieszczała nas zwierzętami. Spotykaliśmy pojedyncze osobniki. Ale ofiarowała nam niezapomniane spotkania z lwami (i zabawną potyczkę guźców, urocze zebry i antylopy oraz kilka innych scenek!). I tak to już jest na safari: czasem jedziesz, wokół naprawdę nie dzieje się nic po czym znienacka, w jednej chwili, możesz trafić w środek przyrodniczego filmu. Czego Ci serdecznie życzę na kolejnej wyprawie!
Zajrzyj do wpisu o lwach i żyrafach, impalach i Szekspirze oraz safari w Amboseli.
(c) Anna Olej-Kobus | AfrykAnka.pl
Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!