Tommy Collard wymyślił „Living Desert Tour” by zabierać ludzi na pustynię i pokazywać im jak wiele życia kryją (pozornie puste!) piachy. Wyjazd z nim w 2008 roku był dla naszej rodziny niezwykłą przygodą. W styczniu 2021 wyruszyłam na pustynię Namib z Chantelle Bosch – wspaniałą tropicielką i przewodniczką.
Spis treści:
Pustynna piątka
Ponad 20 lat temu Tommy Collard doszedł do wniosku, że ludzie nie szanują pustyni, bo nic o niej nie wiedzą. Zaczął organizować pustynne safari ze Swakopmund. Początki nie były łatwe: „Na te piachy? A po co? Tam nic nie ma!” Wymyślił zatem „pustynną piątkę” na wzór słynnego „big five”. Tworzą ją:
- żmija karłowata (Sidewinder Snake),
- gekon (Palmato Gecko),
- kameleon namaqua (Namaqua Chameleon),
- stepniarka piaskonurek (Shovel-Snouted Lizard),
- pająk Tańcząca Biała Dama (Cartwheeling Spider).
Tyle, że byłam na kilku takich wyjazdach, a kameleona i pająka wciąż nie udało mi się zobaczyć. Nie szkodzi! Każde kolejne safari pokazuje mi jak niesamowitym miejscem jest Namib! I nie tylko mi. Tommy i Chantelle zabrali tu na wycieczki ponad 2800 miejscowych dzieciaków, by pokazać im dlaczego warto chronić pustynię. Może dzięki temu ludzie będą bardziej dbać to niezwykłe miejsce… Jak powtarzają: każde życie na pustyni jest ważne. Nawet takie, które wydaje się ludziom „brzydkie” lub „nieatrakcyjne”.
Bo oto przed nami leżą wyschnięte odchody. Na nich – gdy przewodniczka nam wskazała dostrzegamy malutkie żuczki. To mistrzowskie dzieło Matki Natury o czym przekonujemy się, gdy Chantelle pokazuje nam zdjęcie zrobione obiektywem makro. Niepozorne stworzenie jest absolutnie niezwykłe: podobnie jak każde ziarnko piasku wyglądające na zdjęciu niczym klejnot!
Chatnelle – zaklinaczka zwierząt
Jesteśmy zaledwie kilkaset metrów od Swakopmund, a ja mam poczucie, że odkrywamy nową planetę. Chantelle patrzy na piasek, gdzie (przysięgłabym!) nic nie ma. Lekko dmucha i pojawia się malutki pagórek piasku i uśmiecha się z zadowoleniem magika, który pokazał właśnie sztuczkę. To wejście do domu pająka rurowego, które sięga w głąb na minimum 30 cm! Nawet gdy upał smaży piasek, pajączek jest dobrze chroniony przed upałem. Tego konkretnego pająka nasza przewodniczka zna od 8 miesięcy.
– Potrzebował 2 tygodni by zbudować swój dom, więc gdybym wam go teraz wygrzebała, to potrzebowałby kolejnych 2 tygodni by zbudować swój dom. Dlatego zobaczycie jak wygląda jego dom, ale budowniczego nie wyjmiemy na zewnątrz. Ten pająk nazywany jest „tube spider” co po polsku można by przetłumaczyć jako „pająk rurowy”
Jego domek zbudowany jest z jedwabnej nici i przylepionego do niego piasku.
– A kiedy poluje, robi to zupełnie inaczej niż znane wam pająki. Bo nie ma sieci i ponad 95% życia spędza pod ziemią. Ale musi coś jeść, wiec ma bardzo ciekawą strategię. – Chantelle rysuje na piasku pułapkę, jaką tworzy na swe ofiary malutki pajączek. – gdy jest głody tworzy malutkie kulki z piasku i wyrzuca je z domku. Nazywamy je kotwicami bo każda z nich jest są powiązana jedną długą nitką z jego domem. Tworzy ich naprawdę sporo. I przez drgania piasku przenoszone z kotwic na nici pająk wyczuwa kto jest obok jego domu. Mrówka? Dziś nie mam na nią ochoty. Ale może będzie szła larwa (tu przewodniczka rzuca łacińską nazwę) – hm, to pyszne danie! Pajączek wyskakuje z domu, poluje, zjada i chowa się znowu pod ziemią.
Aż boję się pomyśleć jakie drgania wywołała tu nasza obecność! Idziemy w jednej linii, by przypadkiem nie zniszczyć domu kolejnym tycim mieszkańcom pustyni.
Gekon – wcielenie uroku
Gekon palmato zawsze budzi zachwyt. Za każdym razem gdy Chantelle go pokazuje – ludzie mimowolnie wydają okrzyki zachwytu. Nic dziwnego bo to niezwykle urocze stworzenie! Ma tak delikatną skórę, że nawet nie próbujemy go dotknąć, by jej nie uszkodzić. Co innego oczy – nie ma powiek, więc są chronione błoną, niczym szkłami kontaktowymi. Gdy chce przetrzeć oko – po prostu je oblizuje! Trzy-cztery razy do roku gekony zrzucają skórę, dzięki czemu nawet jeśli piasek trochę zmatowił ich widzenie – w nowym wcieleniu odzyskują ostrość widzenia.
Nim nasza przewodniczka postawi go na piasku najpierw sprawdza, czy nie jest za gorący. Bo ten zwierzak żyjący wewnątrz wydm wychodzi z nich tylko nocą. Po kilku minutach sesji w cieniu zwierzak jest odłożony bezpiecznie w miejsce, gdzie szybko może się schować. Czterema łapkami niczym szpadlami kopie sobie tunel.
Tuż obok niego rośnie dollar bush – roślina nazwana tak, bo jej liście przypominają monety jednodolarowe. W przemyślny sposób chroni swe nasiona. Na pierwszy rzut oka wyglądają na zeschłe, ale wystarczy polać je wodą by zaczęły się w mgnieniu oka zamykać! Gdyby je teraz posadzić – przy odrobinie szczęścia wyrosłaby kolejna roślina.
Żmija karłowata – mistrzyni zasadzek
– Miałam szczęście, bo zostawiła mi ślady! Bez nich byłoby mi dużo trudnej ją odnaleźć!
My rzecz jasna nic przy krzaku nie widzimy, ale Chantelle już po chwili pokazuje nam skrytą w dollar bush malutką żmiję karłowatą. Najczęściej mają jakieś 21 cm, (najdłuższy tu znaleziony miał 33 cm), ale nie dajcie się zwieść jego niepozornym rozmiarom! Angielska nazwa „sidewinder” bywa myląca, bo tak samo są nazywany pewien typ grzechotnika z Ameryki. Ta nazwa pochodzi od charakterystycznego sposobu przemieszczania się bokiem po wydmach.
– Może wejść na wydmę o nachyleniu 33 stopni, czarna mamba która ma trzy metry długości tego nie potrafi! Nawet gdy piasek jest bardzo gorący, wąż dotyka go tylko fragmentami ciała, nigdy całym sobą, więc zawsze ma chwilę by ochłodzić skórę. Jego oczy na czubku głowy to świetny wynalazek! Gdy chce się ukryć to wprawia ciało w drganie i zasypuje się tak, że tylko oczy wystają z piasku.
– I nigdy nie pokazujcie palcem węża. Dlaczego? Bo nim mrugniecie okiem zdąży was ukąsić! Serio: mrugnięcie okiem to ułamek sekundy, a w tym czasie wąż: otwiera paszczę (o 170 stopni!), wysuwa zęby, odgina się by mieć lepszy zasięg do skoku, ukąsi was wstrzykując jad i skryje się w krzaku. A wszystko to w 1/200 sekundy! I dopiero jak zobaczycie ślady po ukąszeniu to zorientujecie się, że właśnie zostaliście ukąszeni!
Chantelle się to przydarzyło trzy lata temu. Nawet nie poczuła ukąszenia, dopiero potem ogromny ból w palcu… Do dziś ma problemy ze zdrowiem. Zdaniem lekarzy potrzeba siedmiu lat, by się ciało zregenerowało po takim ukąszeniu.
– Ten wąż jest jadowity od urodzenia. Gdy ma dwie godziny już jego jad jest zabójczy! Jedzą fast food czyli szybko biegające jaszczurki i żuki. Tyle, że nie biegają za nimi, za to szykują zasadzkę. Wystawiają z piasku kawałek ogona, udający robaczka. Zwierzak myśli, że znalazł coś dobrego, tymczasem nim się zorientuje jest już obiadem węża! Potrafi połknąć coś, co jest cztery razy szersze niż jego kark – wyobrażacie to sobie?!
Przegrana walka z naturą
– A tu widzicie warstwy osadów zostawione przez rzekę Swakop. Niektóre mają ponad tysiąc lat! A potem pokażę wam osady z 1934 roku.
Skąd wie, że na pewno wtedy powstały? Bo wtedy rzeka zerwała most kolejowy, po którym do dziś pozostały filary, wznoszące się z piasku przy wjeździe do miasta.
Mijamy ślady osobliwej walki człowieka z naturą. Na początku XX wieku do Swakopmund dotarła kolej. Rzeczy w tym, że tory przebiegały przez pustynię, a walka z wydmami walka to beznadziejna sprawa. Zatem po jakimś czasie trzeba było położyć tory gdzie indziej, z dala od wydm.
– Po czym w połowie lat 50. trzeba było znowu przełożyć tory, bo były wciąż zasypywane a do tego okazało się, że cement użyty do budowy był tak kiepskiej jakości, że po 20 latach trzeba było po raz kolejny odbudowywać tory! A w latach 70. znowu piach zaczął zasypywać tory! I dziś pociąg jeździ w innym miejscu – kończy opowieść nasza przewodniczka. – Te tory na horyzoncie wciąż jeszcze służą pociągom, ale to już piąte z kolei!
Sekrety piasku
W kolejnym miejscu czas na odkrycie tajemnic piasku. Bo tylko pozornie jest wszędzie taki sam! Chantelle wylewa trochę wody po czym wyjmuje bryłę przypominającą przekładane ciasto.
– Zobaczcie jak pustynia tworzy warstwy: cięższy piasek zostaje, lżejszy ulatuje i tak rodzi się pustynia. W takich warstwach gekon może sobie wykopać domek.
– Ale zobaczcie jak wygląda piasek pod tą warstwą. – przewodniczka polewa wodą dołek i wyjmuje bezkształtną masę. – W tym piasku gekon nie ma szans na przetrwanie, ale dla piaskonurka to idealne miejsce. Między piaskiem jest wystarczająco dużo powietrza, by mógł w nim przetrwać. Zobaczcie: ta woda, którą wycisnęłam z piasku pokazuje wam ile tu było wolnych przestrzeni między ziarenkami.
Pod jej dłonią powstaje malutka kałuża. Tymczasem przewodniczka wyciera zapiaszczone dłonie w ubranie.
– To bardzo czysty piasek: nawet jak go rozsmarujesz, to gdy tylko wyschnie, piasek się odklei od ubrania.
Pora na najbardziej emocjonujący pokaz. Chantelle wskazuje na czarne smugi na żółtym piasku.
– To tlenek żelaza, jest ich tu 16 rodzajów. Czarny to magnetyt, jest wykorzystywany w Afryce Południowej do budowy dróg, oczyszczania wody, w garncarstwie.
Wysypuje tlenek na dłoń Justyny, po czym magnesem przesuwa pod spodem. Tlenki tańczą w rytm przesuwanego magnesu niczym ruchomy czarny las tycich bonsai. To właśnie tlenkom pustynia Namib zawdzięcza swój pomarańczowy kolor.
Powstanie tej pustyni to praca zespołowa. Najpierw rzeka Oranje wypłukuje osady z gór RPA, niosąc je do Atlantyku. Potem prąd Benguelski transportuje je wzdłuż wybrzeża, a fale wyrzucają na piasek. Wreszcie wiatr nawiewa je w głąb lądu. Pustynia przy brzegu to młode osady, dlatego są pastelowo żółte. Te w głębi lądu postarzały się, można powiedzieć, że wydmy to góry zardzewiałego piasku – stąd ich unikalny kolor.
Zamaskowana rybitwa
Po chwili Chantelle robi nam konkurs. Gdzie jest rybitwa namibijska (damara tern)? Mimo wypatrywania oczu w dolinie między wydmami nikogo nie widzimy, dopiero gdy wskaże nam kupkę kamieni, w pobliżu dostrzegamy małego ptaszka. Rybitwa idealnie zlewa się z otoczeniem. Ta siedzi właśnie na jajku, a Chantelle odwiedza ją przy okazji każdego wyjazdu Living Desert Tour.
– Rybitwy nie budują gniazda, bo mogłyby je dostrzec drapieżniki. A jajko (bo składają jedno jedyne jajko) wygląda po prostu jak kamyk. Wysiadują je na zmianę raz tata, raz mama. Za jakiś tydzień młode się wykluje i wtedy będę tu wypatrywać pisklaka. Do morza ma stąd 3 km – by przeżyć musi szybko nauczyć się latać!
Nieopodal na krzaku trzepoce reklamówka. Nasza przewodniczka zatrzymuje się by ją zabrać i wrzuć Po drodze zbiera plastikową reklamówkę trzepoczącą na krzaku.
Śnieci to ciągły problem: ostatnio jak była akcja sprzątania to na odcinku 4 km zebrano 17 wielkich worków śmieci!
Piaskonurek – pustynne ferrari
– Chyba GPS tej jaszczurki jest „kaput” – mówi pokazując nam pozakręcane ślady piaskonurka przemierzającego zbocze wydmy. Przygląda się im przez dłuższą chwilę po czym zanurza ręce w piasku. Jednak zwierzak skrył się gdzie indziej.
Te jaszczurki są nazywane pustynnym ferrari i w pełni na to miano zasługują. Biegają z imponującą szybkością 20 km/h! W końcu udaje się nam jednego znaleźć.
– Ta jaszczurka ma dwa pęcherze: jeden na mocz, a drugi na wodę. To jego strategiczny zapas na przetrwanie. Możecie go dotknąć, nawet jak macie krem na rękach to on zetrze go chowając się w wydmę.
Skóra piaskonurka jest jedwabiście gładka – nic dziwnego, że potrafi się błyskawicznie wślizgiwać w piasek!
– Bawiłam się nimi jako mała dziewczynka. Zobaczcie: jak tu się go delikatnie podrapie to robi mu się bardzo miło.
Piaskonurek wygląda faktycznie na wniebowziętego. Mało tego! Przewodniczka tak go zauroczyła, że zwierzak postawiony na ziemi zamiast umknąć – przez dłuższą chwilę nam pięknie pozował 😀
Gdy piasek jest zbyt gorący jaszczurka biegnie po nim, po czym podnosi łapki w górę, znowu biegnie i łapki w górę. Wygląda to niczym pustynny fitness!
Dziewczyna i kameleon
Jedziemy dalej wypatrując kameleona. Dorosły osobnik – jak chce się zamaskować między kamieniami to jest nie do wypatrzenia. Jak mawia Tommy ukrywanie się to ich praca i czasem są zbyt dobre w swojej pracy by dało się je znaleźć.
– W domu mam kameleona który doznał urazu karku. Był skręcony w bok. Więc najpierw poszłam z nim do dentysty by mu zrobić prześwietlenie, a potem znalazłam mu fizjoterapeutę, który robił mu masaże tak długo, aż udało się wyprostować mu kark. To była samica w ciąży, więc dzięki temu że udało się naprostować jej kark – udało się odblokować jej drogi rodne i mogła złożyć jaja. Złożyła 19 jaj, z 13 wykluły się młode z czego 10 przeżyło. Przetrzymałam je trochę w domu by podrosły i miały większą szansę przetrwania po czym wypuściłam je na wolność.
– Zwykle samice składają jaja w piasku – jeśli przez taki piach przejdzie człowiek lub przejedzie auto to piach się tak zapada, że młode nie dadzą rady się wygrzebać. Jaja potrzebują ponad 8 miesięcy by wykluły się małe. Mamy dwa rodzaje kameleonów: jedne składają jaja, inne rodzą żywe maluchy. – opowiada Chantalle i dodaje: – Co ciekawe małe kameleony nie wchodzą w krzaki buszu bo może je tam zjeść ktoś większy od nich. Niestety kameleony są trzymane jako domowe zwierzaki w Europie i Kanadzie… I są zabierane z pustyni przez kłusowników. Więc jest ich coraz mniej i mniej.
Tym razem nie udaje się nam znaleźć tego zwierzaka. Ale nic dziwnego, bo namaqua jest najszybszym kameleonem świata!
– Potrafi biegać do 6 km na godzinę, co nie wydaje się imponującą szybkością, ale jak weźmie się pod uwagę, że zwykle kameleony wędrują baaardzo powoli, to ten jest istnym szybkobiegaczem! Pięć dni temu widziałam go tu w okolicy, ale nie wiem czy uda się mi go odnaleźć.
Mówi się, że w drodze ewolucji kameleon namaqua wyciągnął najkrótszą słomkę – przetrwanie na pustyni Namib to wyzwanie dla prawdziwych twardzieli! Zresztą – przekonajcie się sami:
Łakoma szareczka blada
Na wydmie przed nami przysiada niewielki ptaszek. Przekrzywia głowę, jakby wiedział, że skupił na siebie naszą uwagę i zaraz będzie głównym tematem rozmowy.
– 11 lat temu Tommy znalazł ptaka, wyglądał bardzo źle, nie zapowiadało się, że przetrwa do rana. Zostawił mu kilka robaków, a następnego dnia bardzo się ucieszył, bo ptak wciąż żył. Przez kilka dni ją tak dokarmiał, aż pewnego dnia otworzył butelkę a ptak podleciał i siadł mu na ręce. Do dziś tu przylatuje, nazywamy ją Mama. Teraz w okolicy jest tu sporo jej dzieci i wnuków. Większość z nich jest z nami zaprzyjaźniona!
Tu Chantelle wchodzi w opis skomplikowanych relacji kto w tej rodzinie jest szwagrem a kto bratem ciotecznym. Gubimy się od razu, zwłaszcza, że dla nas każdy z tych ptaków wygląda tak samo!
– Te ptaki są bardzo terytorialne. To jest Gulp – nazwaliśmy go tak bo jak przełyka robaczka to robi takie „gulp”. Jego żoną jest Sandy, a za tamtą wydmą jest teren jej siostry. Gdy pisklęta szareczki mają 12 dni rodzice wyprowadzają je z buszu i chowają w pustych norkach myszy.
Po postoju przy toalecie, zjedzeniu batoników, napiciu się wody – ruszamy z powrotem. Oczywiście obserwuje nas jedna z szareczek, więc Chantelle korzysta z okazji by z nią porozmawiać. To prawdziwa zaklinaczka zwierząt! Ptak na chwilę zawisa przy niej by w nagrodę dostać soczystego robaczka (sorry robaczku!).
Nim ruszymy dalej Chantelle napomina nas:
– Pamiętajcie, by NIE dawać ptakom (ani żadnym innym stworzeniom) żadnego jedzenia! To im naprawdę bardzo szkodzi!
Zabójczy Romeo
Romeo ma szczypce, kolec z jadem i wygląda na totalnie zakochanego. Mknie po wydmie w kierunku krzaczka dollar bush, wędruje przez niego zygzakiem i szybko rusza ku kolejnemu krzakowi.
– Mamy jeden gatunek skorpiona aktywnego za dnia, tereny tutaj są dla nich doskonałe bo mogą polować na zboczu wydmy lub między krzakami. To właśnie ten czarny skorpion. Lepiej go nie dotykajcie, bo to jeden z najbardziej jadowitych w Namibii.
Stopień jadowitości skorpiona można poznać też po proporcjach kolca i szczypiec. Jeśli szczypce są duże to znaczy, że zwierzę poluje głównie nimi, jeśli jednak są małe a kolec spory – to znaczy, że skorpion unieruchamia swe ofiary jadem… Ale oczywiście najlepiej żadnego nie brać do ręki: chyba, że jesteś zaklinaczem zwierząt.
– Ten jest ewidentnie zakochany! Zobaczcie jak wędruje: włoskami wyczuwa zapach ukochanej i chce do niej dotrzeć jak najszybciej.
Jestem zaskoczona, jak szybko zwierzak przemyka! Wewnątrz krzaku musi zwolnić: nawet położył kolec na bok, by nie zahaczyć nimi o gałązki.
I gdy tak zaaferowana go fotografuję nagle słyszę: Anka, nie ruszaj się! Skorpion!
No wiem, że skorpion, przecież go fotografuję – ale na wszelki wypadek zamieram. W tym momencie dostrzegam, że koło mojej nogi idzie… kolejny osobnik. Pojawił się dosłownie znikąd!!! Jeden ma czarne nogi i szczypce, drugi ma czerwone. Przez chwilę mieliśmy nadzieję, że może to Julia, ale był to kolejny Romeo szukający swej wybranki…
Kilka razy byłam na Living Desert Tour, ale pierwszy raz udało mi się zobaczyć aż dwa skorpiony jednocześnie! Na końcu czekają nas szalone zjazdy z wydm (po śladach rzecz jasna!) i punkt widokowy na pustyni z widokiem na ocean.
I pomyśleć, że jadąc drogą z Walvis Bay do Swakopmund ludzie są przekonani, że mijają tylko puste góry piachu…
Living Desert Tour – info praktyczne
- Wyjazd jest zwykle przed południem (ok. 8 rano), powrót jest około 13,30 (czasem później, jeśli akurat spotkało się więcej zwierząt)
- Turyści są odbierani ze swego hotelu i tam odwożeni
- Cena od 1 stycznia 2020 do października 2021 – 850 N$ (płatne gotówką lub równowartość w UDA / Euro). Dzieci do 12 lat – połowa ceny.
- W cenie są napoje (z lodówki!).
- Potrzebne są minimum 2 osoby by zorganizować wyjazd – na życzenie można zrobić też safari po południu.
- Istnieje możliwość zrobienia wyjazdu całodziennego z połączeniem odwiedzin na Pustyni Namib oraz Welwitschia & Moon Landscape Desert Tour.
- Tu jest strona Tommy Collard Living Desert Tour
Wszystkie zdjęcia do tego wpisu zostały zrobione w czasie jednej wycieczki Living Desert Tour w styczniu 2021.
Zajrzyj do wpisu jak wygląda podróż po Namibii w czasie COVID (styczeń 2021).
Przeczytaj wpisy z ciekawostkami o pelikanie, zebrze i żyrafie.
Living Desert Tour – zobacz nasz wywiad z Tommy’m Collardem na pustyni Namib:
(c) Anna Olej-Kobus | AfrykAnka.pl
Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!