Spływ Krutynią – 6 dni przyrody i przygody (cz 1)

Spływ Krutynią zrobiliśmy w sierpniu. Szczyt sezonu na najsłynniejszej z polskich rzek. Byłam bardzo ciekawa, jak to będzie. Trochę obawiałam się tłumów (nie było!) i śmieci (bardzo mało).

Tu znajdziesz spis co zabrać na kajak (lista rzeczy na spływ)

Krutynia jest zjawiskowo piękna i różnorodna!

Krutynia jest zjawiskowo piękna i różnorodna!

Wrażenia? Spływ jest bardzo ciekawy bo krajobrazy co chwila się zmieniają. Jeśli więc szukasz rzeki na kilka dni przygody – Krutynia jest idealna. Także na rodzinne wypady, bo nurt nie za szybki, przeszkód w wodzie akurat tyle by było ciekawie i bezpiecznie.

Co ciekawe: choć tą trasę nazywa się „spływem Krutynią” to w rzeczywistości najpierw czeka nas Sobiepanka, potem Grabówka, Dąbrówka, Babięcka Struga, Struga Spychowska aż wreszcie od Jeziora Krutyńskiego do jeziora Bełdany płynie rzeka Krutynia. A po drodze mamy kilka pięknych jezior!

Trasa Krutynią wiedzie przez kilka jezior!

Trasa Krutynią wiedzie przez kilka jezior!

Niedziela – dzień „0”

To taki dzień „techniczny” Po południu ruszamy z Warszawy, dojazd do Sorkwit zajął nam 4,5 godziny. Spotykamy się z Dorotą i Zbyszkiem prowadzącymi przystań Sorkwity – wspaniali ludzie. Zachęcają, by przyjechać tu poza sezonem. We wrześniu jest zjawiskowo pięknie a do tego jak pusto!

Przystań PTTK Sorkwity - początek spływu Krutynią.

Przystań PTTK Sorkwity – początek spływu Krutynią.

W bazie PTTK Sorkwity znajdujemy piękne miejsce na 2 hamaki przy plaży. Tyle, że do trzeciej rano są wyjce na pomoście. Taki to urok wakacji…

Poniedziałek – 1 dzień spływu Krutynią

Rano jest trochę rzeczy do ogarnięcia: trzeba zapłacić za biwak (po 15 zł od osoby) i wynająć kajaki. Wybieramy z hangaru dwa dwuosobowe – zdecydowaliśmy się na takie bez steru, bo do sterów nie mamy zaufania, poza tym mamy tyle rzeczy, że trzeba to wszystko upchać.

Kajaki czekają! Do wyboru, do koloru!

Kajaki czekają! Do wyboru, do koloru!

Nasza ekipa to komandor spływu Sławek, Basia, Marta i ja. O 11 wreszcie wszystko jest w kajakach i zaczynamy spływ!

Nasza ekipa :D

Nasza ekipa 😀

Płyniemy jez. Lampeckim: jest upał, więc stajemy przy brzegu na kąpiel, ale na dnie jest tyle muszli, że Basia sobie rozcięła nogę. Po ok 1,7 km (od bazy w Sorkwitach) po lewej stronie jeziora jest prawie niewidoczne wpłynięcie na szlak. Przesmyk wiedzie na jez. Lampasz, gdzie kajaki się rozdzielają i wreszcie mamy trochę samotności. Stajemy przy pomoście, robimy kanapki, kąpiemy się a na dalszą drogę bierzemy suche drewno, by mieć na ognisko.

Kajak zaopatrzony w drewno.

Kajak zaopatrzony w drewno.

Pomost z widokiem!

Pomost z widokiem!

Wpływamy w Strugę Sobiepańską – jest tak mało wody, że trzeba kajak ciągnąć za sobą. Tu lepsze są sandały niż crocksy bo do butów dostaje się masa małych kamyków i piachu, łatwo obetrzeć stopy!

Jest ledwie 15 cm wody...

Jest ledwie 15 cm wody…

Potem czeka nas jez. Kujno i kolejna struga – na szczęście trochę głębsza. Wreszcie wpływamy na jez. Dłużec – po lewej stronie jest polanka (wygląda jak baza wędkarzy, jest nawet miejsce na ognisko) gdzie rozbijamy się na noc, bo nadciąga burza. Zagrzmiało, trochę popadało i zrobił się piękny wieczór.

Idealne miejsce na relaks.

Idealne miejsce na relaks.

Hamak z widokiem na jezioro.

Hamak z widokiem na jezioro.

Po drugiej stronie jeziora kilka świateł kładzie się długimi smugami na wodzie, nad horyzontem zaczynają swą wędrówkę Satrurn i Jowisz. Jest idyllicznie pięknie!

Wtorek – 2 dzień spływu

Na śniadanie robimy jajecznicę na ognisku – generalnie przez cały spływ najczęściej posiłki gotujemy na ogniu, choć mamy też palnik i butlę z gazem.

Gotowanie na ognisku - pycha!

Gotowanie na ognisku – pycha!

Nasz obóz o poranku.

Nasz obóz o poranku.

Na plaży we wsi Dłużec robimy krótki postój. Niedaleko jest droga, w prawo kościół i sklep gdzie kupujemy 4 ostatnie jagodzianki oraz chleb i cebulę.

Wpływamy na jez. Białe. Mijamy wyspę Owczą (jest tu kilka pięknych miejsc biwakowych) i na próżno wypatrujemy stanicy Bieńki. Powinna być przy prawym brzegu, ale tam nic ino trzciny… W końcu okazuje się, że przystań Bieńki jest schowana w głębi zatoki i dlatego nie widać jej z jeziora! Mają bardzo ładny pomost i kameralne kąpielisko.

Przystań Bieńki.

Przystań Bieńki.

Teren bardzo ładny a do tego w restauracji jest prawdziwa kocia galeria! Absolutne must see dla każdego kociarza! Ładujemy telefony, jemy placki ziemniaczane i uzupełniamy zapas wody – ta z kranu jest tu pitna.

Bieńki - kocia galeria.

Bieńki – kocia galeria.

Bieńki - można tu wynająć domki.

Bieńki – można tu wynająć domki.

Wpływamy do kanału Dąbrówka by po kilometrze wypłynąć na jez. Gant. Dalej czeka nas Gancka Struga – trochę trudno znaleźć jej ujście bo jest ukryty pośród trzcin, ale po lewej stronie jeziora w końcu go znajdujemy. To uroczy kawałek szlaku Krutynią z liliami, trzcinami i klimatem jak nad Okawango.

Gancka Struga.

Gancka Struga.

Płyniemy przez las.

Płyniemy przez las.

Ja i mój jeż na szczęście.

Ja i mój jeż na szczęście.

Liliowa zatoka.

Liliowa zatoka.

Mijamy most „Mały Elf” im. Haliny Frąckowiak.  Miejscami mam wrażenie, że płynę przez leśną świątynię. Drzewa odbijają się w wodzie tworząc lustrzany świat pod nami.

Most "Mały Elf"

Most „Mały Elf”

Światy odbite...

Światy odbite…

Na rzece Babant.

Na rzece Babant.

Postanawiamy odwiedzić rz. Babant i skręcamy w prawo na jez. Tejsowo. Nocujemy na polance gdzie robimy z Martą wieczorną jogę 🙂 Noce są już rześkie, więc w hamaku wieszam podpinkę – dzięki temu jest cieplej od spodu.

Moja sypialnia - hamak BushBed z podpinką.

Moja sypialnia – hamak BushBed z podpinką.

Uwielbiam te wieczory przy ognisku!

Uwielbiam te wieczory przy ognisku!

Podpinka hamaka jako poncho gdy jest chłodniej.

Podpinka hamaka jako poncho gdy jest chłodniej.

Nasz obóz wieczorem.

Nasz obóz wieczorem.

Środa 3 dzień spływu

Jako że dzień zaczęliśmy od ogniska – dym snuje się nad wodą. Trudno przeoczyć naszą obecność!

Poranna herbata.

Poranna herbata.

Do naszej polanki podpływa motorówka. To mundurowy wodny patrol, sprawdzający pozwolenia wędkarzy i monitorujący co dzieje się na brzegach. Pracę zaczynają przed wschodem słońca!

Pytają skąd jesteśmy i dokąd płyniemy: ale widać po nas, żeśmy ekipą ludzi lasu i obiecujemy że na tym biwaku – jak i na wszystkich poprzednich – zabierzemy tylko wspomnienia a zostawimy tylko trochę zgniecionej trawy (a hamaki to nawet trawy nie zgniotą :D)

Nasz obóz o poranku.

Nasz obóz o poranku.

Basia i Komandor sprawdzają wpływ do jeziora – to piękny zwałkowy szlak do Jeleniewa. O tej porze roku wody za mało, ale jak ktoś lubi wyzwania – dobrze tu trafić!

Dziś hasłem dnia jest „prana”. W hinduizmie to nazwa siły życiowej, utrzymującej przy życiu wszystkie istoty żywe. Idealnie pasuje do słońca. Rzecz w tym, że jest go… za dużo! Więc jak wpływamy na słońce to z Martą wołamy „prana!” i wiosłujemy z całej siły w cień.

Malowniczy pomost na trasie.

Malowniczy pomost na trasie.

Mamy towarzystwo!

Mamy towarzystwo!

Czas płynąć dalej!

Czas płynąć dalej!

Płyniemy Babięcką Strugą do stanicy PTTK „Babięta” pięknie położonej na skarpie. W tutejszej restauracji zamawiamy kawę, szarlotkę i super pyszne naleśniki z jagodami (za całe 18 zł!). Tradycyjnie ładujemy komórki i powerbank i korzystając z zasięgu dzwonimy do domów by się zameldować.

Babięta - kulinarny raj!

Babięta – kulinarny raj!

Panorama ze skarpy.

Panorama ze skarpy.

Korzystamy też z łazienki by się wykąpać: nie chcemy używać szamponu nad rzeką, by jej nie zanieczyszczać. To osobny problem: mycie i pranie nad rzeką sprawia, że detergenty nie służą przyrodzie. Dlatego lepiej robić to tam, gdzie woda jest oczyszczana. Za Babietami czeka nas pierwsza przenoska: ok 50 m, w tym trzeba przejść z kajakiem przez asfaltową drogę.

Pierwsza przenoska!

Pierwsza przenoska!

W nagrodę mamy piękne widoki.

W nagrodę mamy piękne widoki.

Potem płyniemy od cienia do cienia, starając się nie zawiesić na podwodnych konarach. Rzeka wije się malowniczo – wpływamy na jez. Zyzdrój Wielki. Mijamy po prawej stronie gospodarstwa agro, po lewej hotel. Mijamy polanę biwakową – bo naszym celem jest Wyspa Miłości.

Płyniemy i płyniemy...

Płyniemy i płyniemy…

Wyspa Miłości – pułapka atrakcyjnych nazw

Na wyspie wita nas zwał śmieci w workach, choć są tu tabliczki, by zabrać wszystko ze sobą. Co gorsza na wyspie jest tylko 1 toaleta typu „sławojka” – kompletnie zapchana. Więc po krzakach fruwa masa papieru toaletowego.

Ludzie! Zabierajcie śmieci ze sobą!

Ludzie! Zabierajcie śmieci ze sobą!

Sama wyspa bardzo piękna, ze strzelistymi sosnami. Gdy przybyliśmy tu byliśmy jedyni, potem dobiło jeszcze kilka kajaków. Przypłynęła też ekipa „Świetlików” – tak nazwanych bo na namiotach zawiesili ledy. Ładnie to wyglądało, niestety zmieniliśmy im nazwę na „wyjce” bo darli się do 2 rano (w tym okrutnie bluzgając). Zatęskniliśmy za naszymi kameralnymi biwakami i przysięgliśmy sobie nie nocować już więcej w miejscach z piękną nazwą!

Nasz obóz na Wyspie Miłości.

Nasz obóz na Wyspie Miłości.

Jest tu naprawdę pięknie!

Jest tu naprawdę pięknie!

Ciąg dalszy relacji ze spływu Krutynią TUTAJ.
Zajrzyj do relacji ze spływu Czarną Hańczą.
Na portalu Planeta Kobusów znajdziesz wpis ze spływu Krutynią z dziećmi.
Więcej o hamaku BushBed przeczytasz tutaj.


(c) AfrykAnka.pl

Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Może Cię zainteresuje...

Zostaw komentarz