Spływ Krutynią – 6 dni przyrody i przygody (cz 2)

Polska

Spływ Krutynią był wspaniałą przygodą – oto ciąg dalszy relacji! Pierwszą część opisu znajdziesz TUTAJ.

Czwartek – 4 dzień spływu Krutynią

Dziś czeka nas przenoska w Spychowie przy malowniczej śluzie Lalka. Trzeba wnieść kajak na górę, a potem można go po piasku ściągnąć w dół. Niestety na naszą czwórkę oznacza to, że kajaki trzeba wypakować z ciężkich rzeczy, byśmy je udźwignęli.

Śluza Lalka.

Śluza Lalka.

Nie ma rady, kajak trzeba przenieść!

Nie ma rady, kajak trzeba przenieść!

A teraz wszystko zapakujemy do środka...

A teraz wszystko zapakujemy do środka…

Wpływamy do Zyzdrojowej Strugi gdzie witają nas czaple białe i siwe. Co chwila kolejne ptaki podrywają się do lotu. Wyglądają przepięknie! Na rzece jest nurt – w sam raz by się nie męczyć zbytnio wiosłowaniem 🙂

Stanica PTTK „Spychowo” wygląda na spory kombajn wypoczynkowy. Jest tu park linowy, sporo domków i restauracja. Tradycyjnie łączymy ładowanie telefonów z posiłkiem: tym razem były to opiekane ziemniaki z surówką (22 zł), popite bezalkoholowym piwem.

Pomost w Spychowie.

Pomost w Spychowie.

Gdy ruszamy dalej… utykamy w mulistym dnie! Po lewej stronie brzegu jest spory pas płycizny z mułem – płynąć tu lepiej trzymajcie się z dala od tego brzegu! W końcu udaje się nam opuścić zdradliwą mieliznę. Płyniemy wąską rzeczką, pan na pomoście mówi, ze w pobliżu jest sklep – robimy postój na zakupy (chleb, owoce, picie).

Rzeka dalej się rozszerza. Nad wodą stoją domy wypoczynkowe, w wodzie uwijają się kaczki i perkozy. Na jednym z pomostów widzimy kruka z metalu: chyba ma odstraszać ptasich gości.

Rzeka - drzewa, drzewa - rzeka...

Rzeka – drzewa, drzewa – rzeka…

Wpływamy na kolejne jezioro...

Wpływamy na kolejne jezioro…

Mijamy jez. Zdróżno: przy leśniczówce Koczek jest pole biwakowe ale… nie ma tu miejsca by powiesić hamaki. Znaczy są drzewa, ale w chaszczach nad samą wodą, lub daleko na skraju łysej polany. Jakoś to miejsce do nas nie przemówiło.

Choć jesteśmy zmęczeni – ruszamy dalej. Jez. Uplik ma brzegi pełne trzcin, krzaków i drzew rosnących na skarpie: ciężko znaleźć miejsce dla namiotu. W końcu kolejna polanka (do której prowadzi przecinka przez trzciny) okazuje się idealna.

Kolejna świetna polana z widokiem.

Kolejna świetna polana z widokiem.

A ja się znowu bujam :)

A ja się znowu bujam 🙂

Trawa wykoszona, jest nawet miejsce na ognisko. Co prawda ciężko wydobyć kajaki na skarpę (by je rozładować) – ale dajemy radę. Wieszam hamak i mam z niego piękny widok: perkoz rozcina nieruchomą wodę, słońce maluje złotem las na drugim brzegu. Na niebie migocą pierwsze gwiazdy…

Na kolację gotujemy makaron z pesto. Kajakarz to ma klawe życie!

Kolacja!

Kolacja!

Piątek – 5 dzień spływu

Wieczorem byliśmy tu sami, rano odkrywamy, że na pomoście obok jest wędkarz, a 200 m, dalej jest kolejna polana. Na której biwakuje sympatyczna para z psem, spotkana przez nas kilka razy na tym spływie. Wyruszyliśmy o 10.30 bo jak zwykle rano było tak ładnie, że nie mieliśmy ochoty się spieszyć.

Gotowi do płynięcia!Postanawiamy odwiedzić pole biwakowe w Zgonie i nabrać więcej wody, bo nie wiemy, gdzie przyjdzie nam spędzić kolejną noc. Jezioro Mokre jest przede wszystkim bardzo długie! Na początek robimy kąpiel przy skarpie za rezerwatem „Królewska Sosna”. A potem płyniemy i płyniemy te 8 km po jeziorze…. Na szczęście wiatr nam sprzyja i sprawnie docieramy na drugi koniec jeziora.

Przed nami jez. Mokre (i bardzo długie!)

Przed nami jez. Mokre (i bardzo długie!)

Płyniemy i płyniemy...

Płyniemy i płyniemy…

Na brzegu w kilku miejscach są tabliczki z zakazem biwakowania, ale jest też miejsce przeznaczone na legalne nocowanie. Przy moście przed kolejną śluzą robimy postój na jedzenie i kolejną kąpiel.

Przerwa obiadowa!

Przerwa obiadowa!

Widać kolejną przenoskę...

Widać kolejną przenoskę…

Następna przenoska to ledwie 15 metrów a do tego są tu drewniane pomosty do przeciągnięcia po nich kajaka.

Na szczęście robimy ją ekspresowo szybko.

Na szczęście robimy ją ekspresowo szybko.

Za przenoską zaś czeka malownicze jez. Krutyńskie. Na tym odcinku spodziewałam się tłumów (jest 15.00), ale jakoś wszyscy byli na wodzie wcześniej, bo płyniemy praktycznie sami. Czasem przy brzegu widać kajak, jakaś rodzina lub grupa przyjaciół się kąpie, ale generalnie – pusto i spokojnie. Choć jak twierdzi spotkany kajakarz: „przed południem to był tu armagedon – takie tłumy!”.

Krutynia koło wsi Krutyń - i jest pusto!

Krutynia koło wsi Krutyń – i jest pusto!

O 16.00 docieramy do Krutyni gdzie na tarasie nad rzeką są ładowarki przy stolikach. W restauracji Stanicy PTTK jemy pyszną sałatkę Haloumi (dała nam moc energii do wiosłowania!) idziemy na zakupy (do jedynego w Krutyni spożywczaka) i wracamy na rzekę.

Zjawiskowa sałatka Haloumi!

Zjawiskowa sałatka Haloumi!

Krutyń to stolica jednodniowych spływów.

Krutyń to stolica jednodniowych spływów.

Czeka nas tu Krutyński Piecek i piękny młyn. Niestety jest to też przenoska – 150 metrów. W ciągu dnia za 10 zł kajak ci przewiozą miejscowi wózkiem, ale jest 19.00 i wózki są przywiązane. Trzeba po raz kolejny kajak przenosić…

Przed nami Krutyński Piecek.

Przed nami Krutyński Piecek.

Młyn malowniczy, ale ta przenoska...

Młyn malowniczy, ale ta przenoska…

Szukamy miejsca na biwak: mijamy kilka polan z miejscami po ogniskach, niestety też ze sporą ilością śmieci wokół. To zresztą jedyne tak zaśmiecone miejsca na naszej trasie. Mijamy polanę zajętą przez ekipę buschcraftową (mają hamaki i tarpa – od razu ich polubiłam!). Kolejna polana jest wodopojem krów – obawiamy się, że o świcie będziemy mieć ich towarzystwo. Wreszcie znajdujemy idealną polankę, a ślady kajaków na brzegu dowodzą, że często zatrzymują się tu ludzie.

Jest coraz później, pora na biwak!

Jest coraz później, pora na biwak!

Niedaleko miejsca po ognisku stawiamy namiot, ja wieszam hamak przy rzece. Mam bajeczny widok na śpiące kaczki i gwiazdy. Wieczorem słychać porykiwanie jeleni i pohukiwanie sów. A może to były zupełnie inne zwierzaki?

Moja miejscówka na nocleg.

Moja miejscówka na nocleg.

Sobota 6 dzień spływu

Budzi mnie stukanie dzięcioła. Pojedyncze liście wirując opadają na wodę. Jesień idzie, nie ma na to rady…

"Pranie się" mgieł nad łąką...

„Pranie się” mgieł nad łąką…

Wschód słońca nad Krutynią.

Wschód słońca nad Krutynią.

Pieczemy tosty na ognisku.

Pieczemy tosty na ognisku.

Uwielbiam biwakowe życie!

Uwielbiam biwakowe życie!

Czas ruszać dalej!

Czas ruszać dalej!

Pierwsze kajaki widzimy około 9.00 – to ci, którzy zaczęli spływ o 7 rano, w samotności ciesząc się pięknem rzeki. Wkrótce na rzece jest już tłumny spęd. Płyniemy między (jeszcze) nielicznymi kajakami, odbijając w zarośniętą trzcinami strugę, wiodącą do jez. Duś.

Płyniemy na jez. Duś.

Płyniemy na jez. Duś.

Na tym kanale jest masa lilii!

Na tym kanale jest masa lilii!

Nad tym jeziorem w Wojnowie jest słynny żeński klasztor starowierów. Mniszek od dawna tu nie ma, cały teren to teraz miejsce wypoczynkowe, ale klasztor pozostał i warto go zwiedzić.

Panorama jez. Duś.

Panorama jez. Duś.

Wnętrze klasztoru w Wojnowie.

Wnętrze klasztoru w Wojnowie.

Gdy wracamy na rzekę czeka nas obiecany na weekend armagedon. Dziesiątki kajaków przed nami, dziesiątki za nami. Płynie się w tłumie i nie ma szans od tego uciec. Rację mieli ci, co zaczęli dziś dzień o świcie.

Kajak na kajaku kajakiem pogania...

Kajak na kajaku kajakiem pogania…

Dopływamy do Ukty – tu ja wysiadam, reszta ekipy płynie dalej. W Ukcie większość jednodniowych spływów się kończy, więc dalej rzeka znów zrobiła się piękna i kameralna…

Ostatnie wspólne zdjęcie.

Ostatnie wspólne zdjęcie.

Worek spakowany na dalszą podróż.

Worek spakowany na dalszą podróż.

Ruszam autostopem, by przebić się na jacht w Mikołajkach. Od Ukty to 15 km, trochę za dużo na spacer z workiem żeglarskim…

Ledwie zaczęłam łapać stopa...

Ledwie zaczęłam łapać stopa…

Zatrzymali się przemili panowie na motorach :D THX!

Zatrzymali się przemili panowie na motorach 😀 THX!

Tak skończyła się piękna przygoda na Krutyni – z przyjemnością wrócę na tą rzekę o innej porze roku. Na pewno będzie wyglądać równie fascynująco!

Koszt spływu (6 dni) to 362 zł (wynajem kajaków, noclegi, obiady i zakupy po drodze). Fakt – kilka razy nocowaliśmy na bezpłatnych polanach biwakowych, ale nawet gdyby nocować w stanicach PTTK – kwota nie wyszłaby znacznie wyższa. A wspomnienia mamy bezcenne!

Filmowe wspomnienie ze spływu:

Zajrzyj do relacji ze spływu Czarną Hańczą.
Na portalu Planeta Kobusów znajdziesz wpis ze spływu Krutynią z dziećmi.
Więcej o hamaku BushBed przeczytasz tutaj.


(c) AfrykAnka.pl

Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Może Cię zainteresuje...

Zostaw komentarz