Afryka… Mogę o niej pisać bez końca, ale do tego wpisu zainspirowała mnie Amanda, młoda dama którą spotkałam w studio „Zagadkowej Niedzieli” u Kasi Stoparczyk (Dajcie nam głos), gdzie mówiłam o moich afrykańskich zachwytach.
– Czy w Afryce są sklepy? – spytała.
Są. Zupełnie normalne. I zwykłe drogi, i zwykłe hotele. Tylko to jest takie zwykłe, że tego najczęściej się nie pokazuje…
Spis treści:
Afryka – wizerunek stereotypowy
Dla porządku przypomnę tylko, że Afryka to drugi co do wielkości kontynent Ziemi (zajmuje 20% powierzchni lądowej Ziemi). Są tu 54 kraje (56 jeśli dodać dwa państwa nieuznawane: Saharę Zachodnią i Somaliland). Ludzie mówią tu ponad 1000 języków. Jest kilka stref klimatycznych: od równikowej aż lokalnie podstrefa oceaniczna chłodna (nigdzie tak nie zmarzłam jak na wybrzeżu Namibii!).
Zatem każda osoba mówiąca że „w Afryce” jest tak albo inaczej dokonuje OGROMNEGO uproszczenia. Bo jest i tak, i inaczej, i zupełnie inaczej. (Zajrzyj do wpisu Jak mówić o Afryce – pułapki językowych stereotypów)
Z pewnością do postrzegania Afryki jako jednolitego monolitu, wyidealizowanego lub targanego nieszczęściami, przyczyniamy się my sami. Wrzucając zdjęcia z sawanny. Z biwaku w pięknych okolicznościach przyrody. Z odwiedzonej wioski gdzie ludzie żyją w tradycyjny sposób. Albo wręcz przeciwnie: pokazujemy slumsy, przydrożne garkuchnie, barwne targi.
Pokazujemy to, co nas poruszyło, co jest inne. Co spełnia nasze oczekiwanie „prawdziwej Afryki”. Te zdjęcia nieprzerwanym strumieniem płyną w świat kreując wyobrażenia ludzi, którzy nigdy na kontynencie nie byli.
Zatem w powszechnej świadomości powstaje obraz miejsc albo nieskażonych cywilizacją, odwiecznych sanktuariów przyrody albo nękanych problemami, katastrofą, (specjalność całego przemysłu pomocowego oraz wiadomości w mediach).
No bo kto wrzuca zdjęcia biurowców, asfaltowych dróg, półek w sklepach albo hotelowego pokoju?
Nowocześnie i normalnie
Jasne, że szutrowa droga jest znacznie bardziej malownicza. A jak jeszcze jest laterytowa, w tym pięknym czerwonym kolorze, to aż chce się pokazać światu jej piękno.
Ale w Afryce są też normalne, asfaltowe drogi. Na autostradach z bramkami do opłat. Kilkupasmowe. Doskonałej jakości. Przemykamy czasem nimi, by dotrzeć do tych bocznych dróg, które wiodą nas ku przygodzie i które potem pokażemy światu.
Poza malowniczymi targami, są normalne sklepy. W wielkich miastach typu Selgros czy Makro. Ogromne, z alejkami podzielonymi na sektory, gdzie ostatnio w Lilongwe (Malawi) stałyśmy dłuższą chwilę przy płatkach śniadaniowych, by wybrać najlepsze dla nas. A potem kolejnych kilka minut przeglądałyśmy warzywa w puszkach.
Ogromne supermarkety są zwykle w stolicach i największych miastach. Jednak nawet w mniejszych miastach są normalne sklepy. Takie z półkami i towarami. Czasem jest mniejszy wybór, czasem jakieś produkty są tu bardziej luksusowe (w Namibii są to jabłka, sprowadzane najczęściej z RPA), ale to wszystko jest. Do kupienia za gotówkę, kartę albo płatnościami telefonicznymi.
Co tam się je?
Wbrew obiegowym zdjęciom (ekipa siedzi przy ognisku, na którym w kociołku gotuje się kolacja), w afrykańskiej podróży je się dania nie tylko z ogniska. To znaczy na safari, gdy jesteśmy z daleka od cywilizacji gotuje się zwykle na butlach gazowych (a tylko np. tosty robi na ognisku).
Jednak gdy dojedziecie do miasta czekają na was zwykłe restauracje. Kelner zbierze zamówienia i przyniesie wam pyszne dania. Turyści zwykle zamawiają mięso, surówki, ziemniaki (pyszne frytki!), ryż. I jakieś ciastko na deser (brownie nigdy nie mogę się oprzeć!).
Nawet jeśli do miasta nie dotrzecie, tylko jedziecie kolejny dzień przez piach pustyni, możecie liczyć na genialne jedzenie (przeczytaj o kulinarnej rozpuście na Saharze w Algieri).
W wielu miejscach Afryki bardzo popularne jest danie z mąki kukurydzianej. W różnych krajach ma inną nazwę: ugali, nsima, sadza, fufu, posho (by wymienić tylko te bardziej popularne). Do tego jakiś sos (łagodny lub pikantny, jak kto woli) i mamy najprostsze i bardzo sycące danie.
Do picia zawsze polecam wodę (butelkowaną, dostaniemy naprawdę wszędzie), soki (idealnie gdy są świeżo wyciskane), napoje gazowane, piwo, wino. Są też miejsca, gdzie można własny bidon napełnić filtrowaną wodą (refill station). Serio, z pragnienia tu nie umrzecie.
Noc bez przygód
Przyznaję, że ja najczęściej wrzucam zdjęcia z biwaków, bo po prostu kocham tą bliskość przyrody. Jednak w miastach nocujemy w normalnych hotelach. Bardziej lub mniej stylowych, praktycznie zawsze z normalną łazienką (toaleta, prysznic, klasyka).
Zatem nikomu nie przyjdzie do głowy, by takie zdjęcia pokazywać, ale warto byście wiedzieli, że jeśli tylko chcecie – możecie w Afryce mieszkać w zwykłym hotelu. Bardzo często z wi-fi (w miastach zawsze jest zasięg), restauracją, ogrodem, basenem.
Specyfiką kontynentu są lodge: tego nie ma jak na polski przełożyć, bo są to miejsca zwykle pięknie wkomponowane w przyrodę. Z domkami, bungalowami albo namiotami typu safari czyli z łóżkami, łazienką i często pięknie zaaranżowaną przestrzenią w środku.
Bez względu na to gdzie traficie, zwykle będzie tam prąd. Nawet na campingach na pustyni. Bo w dzisiejszych czasach, by być daleko od zdobyczy cywilizacji, trzeba się naprwdę natrudzić.
A co z ubraniami?
Zdjęcia tradycyjnie ubranych Masajów lub kobiet Himba budują wizerunek kontynentu ludzi żyjących jak przed wiekami. Owszem, takie grupy etniczne wciąż istnieją, co więcej znają zachodnią cywilizację i wcale się nie rwą by do niej dołączyć. Żyjąc tak jak przed wiekami mają poczucie sensu, harmonii, kontynuacji.
Oderwani od tego dostają nędzną wypłatę, dyktaturę czasu pracy od-do i poczucie jałowości swego życia. Nic zatem dziwnego, że owszem, przejmują z nowoczesności to co uznają za potrzebne (na przykład telefony komórkowe, dzięki którym nawet w wiosce na końcu świata można wysłać lub odebrać pieniądze), ale nie zamierzają zmieniać stylu życia.
Stroje są częścią ich kultury. Ale tylko części ludzi. Pamiętajmy, że mieszka tu jedna siódma ludności świata (ok. 1500 grup etnicznych). Ogromna większość prowadzi życie podobne do naszego. Czyli rano ubierają się (dzieci w mundurki, kobiety w sukienki, mężczyźni spodnie i koszulka/koszula) i wyruszają do pracy.
Rangerzy i przewodnicy safari mają własny styl (typu ubrania taktyczne, outdoor, khaki), bo to najlepiej sprawdza się w terenie. W krajach muzułmańskich kobiety noszą suknie do ziemi i (często, acz nie zawsze) zasłaniają włosy, zaś mężczyźni noszą luźne galabije (różnie nazywane w różnych krajach).
W Afryce Zachodniej często nosi się tradycyjne kitenge (które kocham i sama noszę je namiętnie), niekiedy na ulicy mignie mi dashiki, ale niczym dziwnym nie jest spotkanie w mieście mężczyzny w garniturze lub kobiety w garsonce.
Co kraj to inne stroje tradycyjne, ale miejcie świadomość, że naprawdę na co dzień, ogromna większość ludzi będzie ubierać się tak jak wy.
A zatem pakując się na wyjazd do dowolnego kraju Afryki, sprawdź czego się tam spodziewać, ale uwierz mi, naprawdę w wielu miejscach znajdziesz sklepy, hotele i dobre drogi.
I jeszcze wyjaśnienie zdjęcia otwierającego: w RPA żyje spora kolonia pingwinów, zatem tak, w Afryce są też pingwiny 😀
(c) Anka Olej-Kobus | AfrykAnka.pl
Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!