Spływ Krutynią zrobiliśmy w sierpniu. Szczyt sezonu na najsłynniejszej z polskich rzek. Byłam bardzo ciekawa, jak to będzie. Trochę obawiałam się tłumów (nie było!) i śmieci (bardzo mało).
Spis treści:
Tu znajdziesz spis co zabrać na kajak (lista rzeczy na spływ)
Wrażenia? Spływ jest bardzo ciekawy bo krajobrazy co chwila się zmieniają. Jeśli więc szukasz rzeki na kilka dni przygody – Krutynia jest idealna. Także na rodzinne wypady, bo nurt nie za szybki, przeszkód w wodzie akurat tyle by było ciekawie i bezpiecznie.
Co ciekawe: choć tą trasę nazywa się „spływem Krutynią” to w rzeczywistości najpierw czeka nas Sobiepanka, potem Grabówka, Dąbrówka, Babięcka Struga, Struga Spychowska aż wreszcie od Jeziora Krutyńskiego do jeziora Bełdany płynie rzeka Krutynia. A po drodze mamy kilka pięknych jezior!
Niedziela – dzień „0”
To taki dzień „techniczny” Po południu ruszamy z Warszawy, dojazd do Sorkwit zajął nam 4,5 godziny. Spotykamy się z Dorotą i Zbyszkiem prowadzącymi przystań Sorkwity – wspaniali ludzie. Zachęcają, by przyjechać tu poza sezonem. We wrześniu jest zjawiskowo pięknie a do tego jak pusto!
W bazie PTTK Sorkwity znajdujemy piękne miejsce na 2 hamaki przy plaży. Tyle, że do trzeciej rano są wyjce na pomoście. Taki to urok wakacji…
Poniedziałek – 1 dzień spływu Krutynią
Rano jest trochę rzeczy do ogarnięcia: trzeba zapłacić za biwak (po 15 zł od osoby) i wynająć kajaki. Wybieramy z hangaru dwa dwuosobowe – zdecydowaliśmy się na takie bez steru, bo do sterów nie mamy zaufania, poza tym mamy tyle rzeczy, że trzeba to wszystko upchać.
Nasza ekipa to komandor spływu Sławek, Basia, Marta i ja. O 11 wreszcie wszystko jest w kajakach i zaczynamy spływ!
Płyniemy jez. Lampeckim: jest upał, więc stajemy przy brzegu na kąpiel, ale na dnie jest tyle muszli, że Basia sobie rozcięła nogę. Po ok 1,7 km (od bazy w Sorkwitach) po lewej stronie jeziora jest prawie niewidoczne wpłynięcie na szlak. Przesmyk wiedzie na jez. Lampasz, gdzie kajaki się rozdzielają i wreszcie mamy trochę samotności. Stajemy przy pomoście, robimy kanapki, kąpiemy się a na dalszą drogę bierzemy suche drewno, by mieć na ognisko.
Wpływamy w Strugę Sobiepańską – jest tak mało wody, że trzeba kajak ciągnąć za sobą. Tu lepsze są sandały niż crocksy bo do butów dostaje się masa małych kamyków i piachu, łatwo obetrzeć stopy!
Potem czeka nas jez. Kujno i kolejna struga – na szczęście trochę głębsza. Wreszcie wpływamy na jez. Dłużec – po lewej stronie jest polanka (wygląda jak baza wędkarzy, jest nawet miejsce na ognisko) gdzie rozbijamy się na noc, bo nadciąga burza. Zagrzmiało, trochę popadało i zrobił się piękny wieczór.
Po drugiej stronie jeziora kilka świateł kładzie się długimi smugami na wodzie, nad horyzontem zaczynają swą wędrówkę Satrurn i Jowisz. Jest idyllicznie pięknie!
Wtorek – 2 dzień spływu
Na śniadanie robimy jajecznicę na ognisku – generalnie przez cały spływ najczęściej posiłki gotujemy na ogniu, choć mamy też palnik i butlę z gazem.
Na plaży we wsi Dłużec robimy krótki postój. Niedaleko jest droga, w prawo kościół i sklep gdzie kupujemy 4 ostatnie jagodzianki oraz chleb i cebulę.
Wpływamy na jez. Białe. Mijamy wyspę Owczą (jest tu kilka pięknych miejsc biwakowych) i na próżno wypatrujemy stanicy Bieńki. Powinna być przy prawym brzegu, ale tam nic ino trzciny… W końcu okazuje się, że przystań Bieńki jest schowana w głębi zatoki i dlatego nie widać jej z jeziora! Mają bardzo ładny pomost i kameralne kąpielisko.
Teren bardzo ładny a do tego w restauracji jest prawdziwa kocia galeria! Absolutne must see dla każdego kociarza! Ładujemy telefony, jemy placki ziemniaczane i uzupełniamy zapas wody – ta z kranu jest tu pitna.
Wpływamy do kanału Dąbrówka by po kilometrze wypłynąć na jez. Gant. Dalej czeka nas Gancka Struga – trochę trudno znaleźć jej ujście bo jest ukryty pośród trzcin, ale po lewej stronie jeziora w końcu go znajdujemy. To uroczy kawałek szlaku Krutynią z liliami, trzcinami i klimatem jak nad Okawango.
Mijamy most „Mały Elf” im. Haliny Frąckowiak. Miejscami mam wrażenie, że płynę przez leśną świątynię. Drzewa odbijają się w wodzie tworząc lustrzany świat pod nami.
Postanawiamy odwiedzić rz. Babant i skręcamy w prawo na jez. Tejsowo. Nocujemy na polance gdzie robimy z Martą wieczorną jogę 🙂 Noce są już rześkie, więc w hamaku wieszam podpinkę – dzięki temu jest cieplej od spodu.
Środa 3 dzień spływu
Jako że dzień zaczęliśmy od ogniska – dym snuje się nad wodą. Trudno przeoczyć naszą obecność!
Do naszej polanki podpływa motorówka. To mundurowy wodny patrol, sprawdzający pozwolenia wędkarzy i monitorujący co dzieje się na brzegach. Pracę zaczynają przed wschodem słońca!
Pytają skąd jesteśmy i dokąd płyniemy: ale widać po nas, żeśmy ekipą ludzi lasu i obiecujemy że na tym biwaku – jak i na wszystkich poprzednich – zabierzemy tylko wspomnienia a zostawimy tylko trochę zgniecionej trawy (a hamaki to nawet trawy nie zgniotą :D)
Basia i Komandor sprawdzają wpływ do jeziora – to piękny zwałkowy szlak do Jeleniewa. O tej porze roku wody za mało, ale jak ktoś lubi wyzwania – dobrze tu trafić!
Dziś hasłem dnia jest „prana”. W hinduizmie to nazwa siły życiowej, utrzymującej przy życiu wszystkie istoty żywe. Idealnie pasuje do słońca. Rzecz w tym, że jest go… za dużo! Więc jak wpływamy na słońce to z Martą wołamy „prana!” i wiosłujemy z całej siły w cień.
Płyniemy Babięcką Strugą do stanicy PTTK „Babięta” pięknie położonej na skarpie. W tutejszej restauracji zamawiamy kawę, szarlotkę i super pyszne naleśniki z jagodami (za całe 18 zł!). Tradycyjnie ładujemy komórki i powerbank i korzystając z zasięgu dzwonimy do domów by się zameldować.
Korzystamy też z łazienki by się wykąpać: nie chcemy używać szamponu nad rzeką, by jej nie zanieczyszczać. To osobny problem: mycie i pranie nad rzeką sprawia, że detergenty nie służą przyrodzie. Dlatego lepiej robić to tam, gdzie woda jest oczyszczana. Za Babietami czeka nas pierwsza przenoska: ok 50 m, w tym trzeba przejść z kajakiem przez asfaltową drogę.
Potem płyniemy od cienia do cienia, starając się nie zawiesić na podwodnych konarach. Rzeka wije się malowniczo – wpływamy na jez. Zyzdrój Wielki. Mijamy po prawej stronie gospodarstwa agro, po lewej hotel. Mijamy polanę biwakową – bo naszym celem jest Wyspa Miłości.
Wyspa Miłości – pułapka atrakcyjnych nazw
Na wyspie wita nas zwał śmieci w workach, choć są tu tabliczki, by zabrać wszystko ze sobą. Co gorsza na wyspie jest tylko 1 toaleta typu „sławojka” – kompletnie zapchana. Więc po krzakach fruwa masa papieru toaletowego.
Sama wyspa bardzo piękna, ze strzelistymi sosnami. Gdy przybyliśmy tu byliśmy jedyni, potem dobiło jeszcze kilka kajaków. Przypłynęła też ekipa „Świetlików” – tak nazwanych bo na namiotach zawiesili ledy. Ładnie to wyglądało, niestety zmieniliśmy im nazwę na „wyjce” bo darli się do 2 rano (w tym okrutnie bluzgając). Zatęskniliśmy za naszymi kameralnymi biwakami i przysięgliśmy sobie nie nocować już więcej w miejscach z piękną nazwą!
Ciąg dalszy relacji ze spływu Krutynią TUTAJ.
Zajrzyj do relacji ze spływu Czarną Hańczą.
Na portalu Planeta Kobusów znajdziesz wpis ze spływu Krutynią z dziećmi.
Więcej o hamaku BushBed przeczytasz tutaj.
(c) AfrykAnka.pl
Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!