W mieście Oiudah (Benin) jest świątynia pytonów. Wymalowane nad wejściem węże jasno pokazują, kogo spodziewać się w środku. Skąd wziął się tak szczególny kult voodoo? Tutejsi kapłani wyjaśnili europejskim misjonarzom, iż:
Stwórca, znając próżność człowieka, nie widział bardziej skutecznego sposobu na upokorzenie go niż zmuszenie go do czołgania się przed wężem, który jest najbardziej nikczemnym i podłym ze wszystkich zwierząt.
Czyż to nie piękna opowieść? I jakże celnie ukazująca naszą ludzką pychę…
Spis treści:
Świątynia pytonów
My na szczęście czołgać się nie musimy (choć jak się okaże – zniżymy się do poziomu pytonów!). Wchodzimy do świątyni, płacimy po 1000 XOF (ok. 6 zł) za robienie zdjęć i ruszamy za kapłanem.
Pierwszym, co widzę po wejściu do środka jest wysmukłe drzewo iroko, przewiązane tkaniną. Ma jakieś 500 lat i tu właśnie składa się ofiary. Najczęściej z kozy lub owcy.
Obok na ścianie wymalowane są dwa pytony. Ogromna samica (dangbé drè) i dużo mniejszy samiec (dangbé kpohoun). Święte węże należą do ogromnego panteonu bóstw voodoo.
– Nasza świątynia pytonów istnieje od XIII w. Zwróciliście uwagę, że naprzeciwko jest kościół? Gdy tu przybyli misjonarze, zbudowali go nasi przodkowie. I wszyscy żyjemy tu w zgodzie. Ludzie po mszy przychodzą do nas, nasi wierni idą do kościoła. Modlimy się razem.
Jakby tego stężenia sacum było mało, świątynia pytonów i kościoł są oddzielone baobabem. Także świętym!
Domki dla duszy
Przechodzimy na mały dziedziniec. Pierwszym co rzuca się tu w oczy to dwie malutkie chatki. Dorosły człowiek może wejść do nich tylko na kolanach i siedzieć w środku w kucki.
Domek – choć wygląda zwyczajnie – jest miejscem gdzie wygania się złe duchy.
– Podczas wielkiej ceremonii najwyższy kapłan wchodzi do środka przez wejście, a musi wyjść z drugiej strony. – nasz przewodnik wskazuje na zasłonięty tkaniną otwór. – Gdyby kapłan przez pomyłkę wyszedł przez wejście to ściągnie na siebie nieszczęście. A nawet śmierć! Bo to by oznaczało, że nie przestrzega reguł, a trzeba je zawsze szanować!
Nieopodal leży na ziemi ogromna kula. W rzeczywistości jest to naczynie canari nazywane Zingbin, mające ponad 200 lat. Za canari stoi domek, w którym adepci przechodzili duchowe oczyszczenie.
– Wchodzili do środka, a kapłanka donosiła im wodę i jedzenie. – wyjaśnia kapłan.
Choć za wiele nie potrzebowali, bo izolacja trwała zaledwie 3 godziny. Ale kto wie, co wtedy działo się z człowiekiem w tak niezwykłym miejscu?
Tymczasem kapłan opowiada nam o ceremonii, która odbywa się raz na siedem lat.
– Wtedy canari jest odwracany na drugą stronę. Wlewa się do niego wodę, dodaje specjalne liście i zioła, by powstała woda do oczyszczenia i uświęcenia Ouidah. Potem 41 dziewic roznosi ją po całym mieście. Dla nas świętymi liczbami jest 3, 7, 9, 16 i 41. Dlatego ceremonia jest co 7 lat, a wodę roznosi 41 dziewic.
Jak to wygląda możemy przekonać się patrząc na malunek przedstawiający procesję. Na przedzie kapłan z dzwonkiem, jaki używany jest podczas ceremonii voodoo, za nim kapłanka mambo, w tle dziewczęta z dzbanami na głowach.
Ofiary dla boga wojny
Przy murze widać niewielkie ziemne kopczyki z białymi i żółtymi smugami. Oglądamy schronienie boga wojny.
– Jest patronem tych wszystkich, którzy wojują. Żołnierzy, myśliwych, rzeźników ale także krawców i kowali. Wszystkich, którzy pracują z metalem. – wyjaśnia kapłan. – Miejsce polewa się olejem palmowym i posypuje mąką, by prosić o pomyślność. To bóstwo lubi słodkie napoje, więc składamy w ofierze też wodę z cukrem, ale nigdy, przenigdy, nie dajemy alkoholu! Gdyby ktoś wylał tu alkohol, to zginąłby w wypadku!
A co kryje się za różowym murkiem drugiego dziedzińca? Brama jest zamknięta, przez szpary widzę ruch. Czyżby jakaś dusza wróciła z zaświatów? Okazuje się, że to kózka przyniesiona na ofiarę, na razie spokojnie się pasie.
– Wszystko na świecie zostało stworzone do życia, by w końcu umrzeć. I nawet najświętsze z pytonów kiedyś muszą odejść. – nasz przewodnik wskazuje na zamkniętą bramę. – Tam jest święta ziemia, gdzie składamy ciała zmarłych pytonów. Ale ich dusze, te nigdy nie umierają.
W domu pytonów
Wreszcie pora na spotkanie z wężami. Kapłan wynosi pytona i przez chwilę pozuje z nim do zdjęcia. Jak każdy z wyznawców tej formy voodoo ma na twarzy podwójne skaryfikacje. To jak dowód tożsamości oznaczający kim jesteś i w co wierzysz. Po chwili każdy przez chwilę ma na ramionach świętego węża.
– Czy one są dokarmiane? – pytam wyjmując ogon pytona wciskający mi się do kieszeni.
– Nie, wypuszczamy je co jakiś czas. Łapią szczury i owady, czasem wyjdą ze świątyni i trafią do czyjegoś domu. Są potem przynoszone, bo wszyscy wierni w Ouidah się o nie troszczą.
Hm, czyli prawdopodobieństwo znalezienia tu węża pod łóżkiem jest spore! Na szczęście pytony królewskie (python regius) nie są groźne dla ludzi, ale i tak, nie chciałabym przeżyć takiego spotkania znienacka!
Czas na spotkanie z pytonami. W 1873 r. ojciec Laffitte tak opisał ich świątynię:
Okrągły budynek zbudowany z ziemi i porośnięty spieczoną trawą jest świątynią ułamka bóstw Dahomejskich. Uwielbia się tam dwadzieścia wspaniałych węży.
Spieczoną trawę zastąpiły dachówki, a węże dochowały się sporego potomstwa. Jest ich tu kilkadziesiąt! Wchodzimy boso, trzeba uważnie patrzeć pod nogi i obok siebie. Na podłodze, na gzymsach – wszędzie są węże! Największe mają pewnie z półtora metra, ale w splątanej masie ciał nie da się tego sprawdzić.
– Jeśli macie prośbę do pytonów, możecie ją ty wypowiedzieć. Spełni się w ciągu trzech miesięcy. – Przewodnik wskazuje zagłębienie w podłodze. Po kilku schodkach schodzi się poniżej podłogi, do miejsca gdzie leży kilka węży, miski z wodą i miejsce na ofiary. – I nie musicie nic tu zostawiać, no może jakiś pieniądz, ale to już zależy od was.
Kilka osób schodzi, zanurza dłonie w wodzie, składa swe prośby poparte niewielkim datkiem. Wiadomo, że bóstwo – jak człowiek – lubi coś dostać. Na całym świecie jest tak samo!
Pytony są symbolem miasta Ouidah. Nawet tutejszy Międzynarodowy Festiwal Filmowy przyznaje nagrody „Python”, a najwyższym wyróżnieniem jest „Royal Python”!
I ciekawostka dla filatelistów: w 1963 r. wypuszczono znaczek Republiki Dahomej „Czarownik z Ouidah” (Sorcier à Ouidah), przedstawiający mężczyznę z pytonem. W 2009 r. wydano nową jego wersję z nową nazwą kraju: Republika Beninu.
Przeczytaj, jak dzieci w Birmie wstępują do klasztoru, zajrzyj jak wygląda spotkanie z Żywymi Duchami w Beninie.
Wyprawy do Beninu organizuje Biuro Podróży TORRE
(c) AfrykAnka.pl
Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!