Zdradzę wam sekret – od kiedy jeżdżę w sukienkach, czuję się szczęśliwsza. Lubię widzieć to niedowierzanie w oczach spotykanych turystów (W sukience? Na safari? WTF?) co odwzajemniam promiennym uśmiechem, a jak jest chwila dłużej, to od niechcenia pokazuje im moją książkę „Zwierzęta Afryki. Przewodnik na safari” albo „Namibia. Przez pustynię i busz„. I wtedy widzą, że można być profesjonalną jak Leon Zawodowiec a jednocześnie celebrować kobiecość jak Legalna Blondynka 😉
Spis treści:

Ja i moja książka na safari 😀
Kitenge moja miłość
Na początku jest zachwyt. Wzór kitenge łapie cię za serce, ty łapiesz za portfel, rozum łapie się za głowę (Serio? Kolejny materiał kupujemy?!) No ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz – miłość jak żul dopada znienacka, nokautuje i zostawia cię bezbronną.

A tych tkanin tyle…
W moim przypadku jest to miłość do afrykańskich tkanin kitenge i już dawno przestałam z nią walczyć. Wszelkie zapędy minimalizmu wysiadają, wszelkie próby racjonalizacji są odrzucone. Gdy w sklepie jakiś materiał do mnie przemówi – nie ma wyjścia. Kupuję i kombinuję, co by tu z niego uszyć.
Tak powstała suknia witrażowa gdzie od razu wiedziałam jak ma wyglądać (wiem, nie uwierzycie patrząc na ten rysunek że zdawałam do szkoły plastycznej…) Kitenge kupiłam w Mombasie a sukienka została uszyta w Windhuku przez najcudowniejszą Dorotę 😀

Mój projekt sukienki.

I gotowa kreacja. Cudo!
Kreacja ta zachwyciła nawet panie Herero (zrobiły mi zdjęcia by mieć na wzór).
UWAGA: jakby ktoś szukał krawcowej to w Windhuku polecam Ritha Rushubiza (rushubizark@gmail.com)!
Spódnica czyli dostęp do pieniędzy
Latami jeździłam jak na profesjonalną przewodniczkę przystało: spodnie i koszula, kolory piaskowo-beżowo-maskujące. Choć w pewnym momencie zaczęłam te koszule obszywac kitenge, by dodać im charakteru.

Koszula Helikon-TEX Defender Mk2 po obszyciu wygląda przepięknie.
Aż pewnego dnia dostałam od mej przyjaciółki Moniki spódnicę. Uroczą, choć sama bym pewnie jej nie kupiła. Jednak gdy ją założyłam, po prostu się w niej zakochałam! I szybko ją ulepszyłam bo miała szeroki pasek z materiału, który odcięłam, doszłam do koszulki i tak powstał stylowy top. Zaczęłam w tej sukience i bluzce jeździć na safari. Budząc czasem zdumienie wśród miejscowych: turystka, a potrafiła coś uszyć i wygląda tak… swojsko.

Spódnica od Moni – top doszyłam z paska.
Tu dygresja: od zawsze wożę pieniądze i dokumenty w pasie biodrowym. Noszonym pod koszulkami lub w spodniach. W miejscu o którym moja babcia mówią, że sięgnie tam tylko ktoś w uczciwych zamiarach 🙂 No ale jak się do takiego pasa dostać gdy masz sukienkę? W spódnicy stało się to proste.

Spódnice otworzyły mi nowe możliwości!
U znajomych krawcowych uszyłam sobie ze trzy komplety spódnic i pasujących do nich bluzek z afrykańskich tkanin. Bo odkryłam, że lubię na safari wyglądać kobieco. Zaś miejscowe kobiety doceniają, że noszę takie same tkaniny jak one.

Maja Kotala z Sewing Together uszyła mi komplet.

Przez długi czas ta spódnica i top były moimi ulubionymi.
Sukienka na safari
Minęło trochę czasu i Monika uszyła mi siostrzaną sukienkę: zieloną w czerwone kwiaty (Monia miała błękitną w żółte kwiaty). Po prostu piękna! Ten wzór nazywa się „fleures de mariage” (kwiaty ślubne) i często jest noszony właśnie na takie uroczystości.

W siostrzanych sukienkach 😀
Założyłam to cudo i już nie miałam ochoty na nic innego! Woreczek, w który była zapakowana, przerobiłam na wstążkę, zaś aby mieć materiał na kolczyki – wyprułam jedną kieszeń. I uznałam że tej kieszeni nie potrzebuję, bo mam teraz doskonały dostęp do pasa biodrowego. Że też wcześniej na to nie wpadłam! Ale lepiej późno niż później.

Przez długi czas była to moja ulubiona sukienka.
Gdzie uszyć sukienkę?
I to był początek szycia sukienek… W Senegalu krawiec Manou uszył mi piękną suknię do ziemi (z kitenge kupionego w Zambii), a krawcowa z Beninu uszyła z kitenge (z Togo) sukienkę o wzorach inspirowanych bogolanem z Mali.

U Manou – przymiarka do szycia.

Powstała przepiękna kreacja!

Ta tkanina ma dodatek poliestru, dzięki czemu jest lekka i się nie gniecie.
Małgosia w Warszawie wyczarowała mi z czerwonego dashiki cudowną suknię wieczorową. Zaś Ania w Windhuku podjęła się stworzenia sukienki w żolto-czerwone kwiaty (z materiału, który wypatrzyłam jadąc autobusem w Beninie!).

Pomagam Ani w cięciu materiału.

Efekt – cudowny!
Bo na wyjazdach strasznie trudno jest zgrać kupienie tkaniny, która mi się podoba oraz czasu i krawcowej, która coś mi uszyje. Zatem jak mam tkaninę to czasem wracam z nią do Polski a potem zabieram znowu do Afryki, gdy wiem, że na miejscu mogę ją komuś powierzyć.
Pakując się na wyjazd sylwestrowy do Botswany miałam poważny dylemat, które sukienki zabrać i w końcu ograniczyłam się do czterech… Oraz jednych spodni długich (na piesze safari i na spotkanie z surykatkami jednak bardziej praktyczne) i jednych krótkich (bo lubię je i pasują do 3 koszulek, które zabrałam). Ale tak szczerze mówiąc, to najchętniej teraz podróżuję w sukienkach.

Kolejna z moich ulubionych.
Gdy z Moniką byłyśmy w Malawi, budziliśmy życzliwe zainteresowanie nosząc afrykańskie sukienki (w stylu bogolanu). Bo to naprawdę rzadki widok, a zwłaszcza na safari!

Na safari obie miałyśmy sukienki inspirowane bogolanem.
Docenienie czy zawłaszczenie kulturowe?
Tu dochodzimy do bardzo ciekawego i skomplikowanego tematu zawłaszczenia kulturowego (będzie większy wpis, obiecuję!). Chcę wam o nim trochę opowiedzieć, bo to problem wciąż mało uświadamiany na Zachodzie/Globalnej Północy. W największym skrócie: zawłaszczenie kulturowe jest wtedy, gdy przedstawiciel/ka uprzywilejowanej grupy społecznej wykorzystuje kulturę grupy społecznej deprecjonowanej (często ze względu na elementy tej kultury) oraz na tym korzysta.
Czyli zawłaszczeniem kulturowym jest gdy zachodni projektant wykorzystuje tradycyjne ozdoby lub tkaniny grup etnicznych, które gdy kontynuowały tradycyjny styl życia były z tego powodu prześladowane, traktowane jako „niższe”, „niecywilizowane”.

Paniom Herero w Namibii moja sukienka się bardzo spodobała!
Przekładając to na konkretny przykład: gdy Victoria Secret puszcza na wybiegu modelki w bieliźnie i indiańskich pióropuszach, dokonuje zawłaszczenia. Korzysta z elementów tradycji Indian (pomijam, że dla nich pióropusz to coś znacznie ważniejszego niż tylko dekoracja!), którzy byli wszak prześladowani jako „niecywilizowani”. To samo dotyczy białych modelek z afrykańskimi warkoczykami czy użycia tradycyjnych tkanin w sukienkach lub torebkach haute-couture.
Gdybym w takiej sukience kitenge wyszła na ulice w USA sądzę że najdalej w ciągu 10 minut ktoś by mi zwrócił uwagę, że przywlaszam sobie kulturę, która nie należy do mnie. I pewnie miałby rację. Ale… gdy w Beninie albo Mombasie wychodzę na ulicę w kitenge spotyka mnie tylko życzliwość. Mało tego: nie raz zdarzyło się, że miejscowi robili sobie ze mną zdjęcia! Oni w zachodnich jeansach i stylowych t-shirtach, ja w długiej sukience z kitenge.

W lodge w RPA – panie doceniały, że noszę stroje kitenge.
– Ale czad! Masz taki sam deseń jak moja babcia! – zachwyciła się kiedyś pewna nastolatka w Lusace.
– Wiesz, mi się już znudziły te tkaniny, ale jak patrzę na ciebie… Świetnie wyglądasz. Chyba sobie muszę coś uszyć! – powiedziała mi ostatnio kelnerka w Victoria Falls.
No właśnie. W Afryce, ja jako osoba uprzywilejowana (sprawdźcie hasło „kapitał białej skóry”) gdy noszę sukienki z kitenge, jestem postrzegana bardzo pozytywnie. Stać mnie na wynalazki zachodniego świata (te wszystkie super-duper nowoczesne tkaniny outdoor), a jednak wybieram poczciwe kitenge z lokalnego targu.

W tych sukienkach wygląda się pięknie i kobieco!
Uroda życia czyli dodatki
Od lat na wyjazdach noszę tradycyjną biżuterię (mego serca nie podbije żaden brylant, ale dla koralików krobo tracę głowę od razu!). Kiedyś było mi szkoda tą biżuterię zabierać, aż pewnego razu na biwaku w Szwecji moja przyjaciółka Marzena powiedziała pamiętne słowa: „jak się zgubi albo zniszczy to będzie miejsce na następne”.
Więc od lat w pudełku od Oli (mej przybranej córci) zabieram ze sobą jakieś 10 par kolczyków (jak się ograniczam). Prowadzenie wypraw safari to część mego życia – dlaczego miałabym na nim rezygnować z kobiecości, skoro daje mi to tak wiele radości?

Biżuteria – piękne dodatki do sukienek.
Życie jest krótkie (powie wam to każdy spec od świadomości i uważności) – warto jak najczęściej pozwalać sobie na cieszenie się nim. To drobiazgi tworzą urodę życia. I chociaż nie szata zdobi człowieka, to czasem daje wiele radości. Ja odnalazłam szczęście w sukienkach z afrykańskich tkanin.
A że te tkaniny po prostu kocham, to dekoruję nimi wszystko: także kurtkę, koszulę i spodnie Helikon-Tex (firmy która projektuje i szyje militarne ubrania). Uwielbiam to połączenie wojskowego stylu z afrykańskim pięknem! Bo czasem na sukienkę trzeba założyć coś cieplejszego 😉

Kurtka i koszula Helikon-TEX – po obszyciu nabrały afrykańskiego charakteru.
Miejcie marzenia i śmiało je spełniajcie! A marzenie o tkaninach kitenge możecie spełnić w sklepie NAMIB.pl Czasem kupuję tkaniny, bo po prostu żal mi je zostawić na straganie 😉 Na szczęście trafiają potem do was!

Naprawdę kocham podróże w sukienkach!
Zajrzyj do wpisu z poradami co spakować na safari oraz co zabrać do auta.
(c) AfrykAnka.pl | Anka Olej-Kobus
Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!