Przed wyjazdem

Każdy wyjazd poprzedza chaos. Pakowanie się, będące pokutą za czekającą przygodę. Załatwianie spraw, których przybywa w zastraszającym tempie. Jakbym walczyła z Hydrą: co jedną głowę odetnę to wyrastają trzy inne. Co jedną rzecz załatwię to kolejne domagają się mojej uwagi. Jeszcze jakieś zdjęcia do wyłania, teksty do napisania. Zawsze coś niedokończone, w pół kroku porzucone.

I choćbym nie wiem jak dobrze się przygotowała, zaplanowała, za każdym razem jest to samo. Aż nadchodzi taki moment, gdy czuję się jakbym stała na klifie. W dole morze rozbija się falami, wiatr bawi się z moimi włosami.

Jeszcze jestem na klifie. Jeszcze jestem w domu. W życiu, gdzie wszystko jest znane i wiadome. Ale za chwilę wyruszę przed siebie. Porzucając bliskich, strefę komfortu i zasięg internetu.

Słońce prześwieca przez chmury, fale rozbijają się białą pianą.
Stoję wysoko na klifie. Jestem gotowa.
Rozkładam ręce.

Ruszam w nieznane.

Do zobaczenia – gdy wrócę uskrzydlona kolejnymi wspomnieniami!

***

A na zdjęciu otwierającym ten wpis widzicie Kilimandżaro i Meru. Góry marzeń, góry wspomnień…


(c) AfrykAnka.pl

Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Może Cię zainteresuje...

Zostaw komentarz