„To nie jest miejsce dla słabych ludzi” – pomyślałam patrząc na jezioro Turkana. Otaczał nas iście marsjański krajobraz…
Spis treści:
Droga przez pustkę
Jedziemy już kolejną godzinę, krajobraz za oknem zmienił się z „intrygującej pustki” w „bezkresną nicość”. Jest coś fascynującego w takich pejzażach, dających wrażenie nic innego nie istniało. Tylko tu i teraz, pozbawione niepotrzebnych balastów cywilizacji.
Na samotnym drzewie widzimy zawieszone kanistry na wodę. Kiedyś ktoś będzie tu jechał, być może wtedy ich właściciele pojadą po najcenniejsze dobro. Ale kiedy? I jak o tym transporcie się dowiedzą? Nie udaje mi się tego dowiedzieć. Nagle, zza kolejnego wzgórza wyłaniają się wiatraki. Stojące rzędem młócą niestrudzenie powietrze. Dzięki nim w głąb kraju dotrze prąd. Loiyangalani, największe miasto w okolicy, wciąż zasilają generatory i baterie słoneczne.
Jesteśmy już prawie u celu. Jeszcze najwyżej godzina jazdy. I wtedy Turkana objawia całe swe piękno. Fale mienią się płynnym złotem, zachodzące słońce ogromnieje z każdą chwilą.
– Tutaj. Tu jest najpiękniej. – mówi nasz kierowca zatrzymując auto. I oczywiście ma rację. Przejechał tę trasę dziesiątki razy i doskonale wie, że ta samotna akacja jest najlepszą oprawą odchodzącego dnia. W uszach słyszę „Kothbiro” – nagranie z filmu „Wierny ogrodnik”, idealnie pasuje do tej chwili…
Być może taki sam piękny zachód słońca towarzyszył pracującym tu badaczom, bo jezioro jest uważane za jedno z miejsc gdzie żyli przodkowie człowieka. Słynny paleontolog Richard Leakey odkrył tu szkielet hominida sprzed 1,6 miliona lat nazywany „Chłopcem znad jeziora Turkana”.
Jezioro Turkana – zagrożone szmaragdowe morze
Na południowym brzegu jeziora jest Wulkan Teleki, nazwany na cześć węgierskiego odkrywcy Sámuela Teleki, który dotarł tu w 1888 r. To jemu zawdzięczamy nazwę Jezioro Rudolfa, którą dopiero w 1975 r. zmieniono na Jezioro Turkana, tak jak było ono nazywane przez lokalne ludy.
Europejscy badacze używali też poetyckiego określenia: „szmaragdowe morze”. To bardzo trafna nazwa, bo jezioro jest ogromne (ma ponad 250 km długości i ponad 60 km szerokości, a tym samym jest największym słonowodnym jeziorem Afryki), zaś woda mieni się odcieniami błękitu i turkusu. Jednak biada śmiałkom, którzy chcieliby się tu kąpać!
Wśród idyllicznych wód kryją się krokodyle! Ponoć jednymi, którzy potrafią je obłaskawić są ludzie El Molo – wedle miejscowych wierzeń potrafią nawet z nimi rozmawiać. I być może łatwiej jest dogadać się z krokodylem, niż etiopskim urzędnikiem. Bowiem decyzje sąsiedniego kraju mogą zniszczyć świat nad Turkana.
Poziom wód w jeziorze przez dziesięciolecia się zmienia: raz jest wyższy, raz niższy. Aż 90% wody w jeziorze jest dostarczane przez rzekę Omo, na której wybudowano trzy tamy. Ostatnia (jak na razie, bo planowane są kolejne!) i jak dotąd największa: Gilbe III, ma zatrzymać wodę potrzebną pod wielohektarowe uprawy bawełny i trzciny cukrowej. I gdy zatrzyma wodę – jezioro Turkana (będące domem dla ponad miliona ludzi i stabilizujące klimat całej okolicy) zacznie wysychać.
Bo owszem, część wody przesiąknie i wróci, ale większość wyparuje. Brzmi znajomo? Wszak dokładnie taka katastrofa zdarzyła się z Morzem Aralskim, jednak urzędnicy w Etiopii wiedzą lepiej. Ich kraj ma się rozwijać, by ludziom żyło się lepiej. A że odbędzie się to kosztem innych ludzi…
Aby chronić tutejszy unikalny ekosystem, nad jeziorem Turkana utworzono trzy parki narodowe: South Island NP, Central Island NP i Sibiloi NP. W 1997 r. wpisano je na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO pod wspólną nazwą Parki Narodowe Jeziora Turkana (Lake Turkana National Parks).
Ojczyzna ludu Turkana
Wśród wszechobecnej pustki, widzimy kilka chat. To osada ludu Turkana, będącego prawdziwymi mistrzami przetrwania! Spontanicznie zatrzymujemy się i wysiadamy. Oczywiście będziemy musieli za wizytę zapłacić (i w sumie dobrze byłoby zrobić negocjacje zanim na chwilę wkroczymy w ich życie), ale jesteśmy tak zafascynowani ich światem, że przez chwilę chcemy wierzyć, że wpuszczają nas do siebie z czystej życzliwości.
Największym skarbem każdej rodziny są rybackie sieci (wiszące praktycznie na każdej chacie) i plastikowe kanistry na wodę. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że liście palm i gałęzie, z których wypleciono te chaty, musiały zostać przyniesione z daleka, bo jak okiem sięgnąć widać tylko pojedyncze akacje.
To właśnie tu, daleko na północy Kenii, kręcono sceny filmu „Wierny ogrodnik”. Statystowała w nim połowa mieszkańców miasteczka Loiyangalani, a poetyckie kadry zachwyciły ludzi na całym świecie. Kostiumolodzy nie mieli za wiele pracy, bo tutejsi ludzie na co dzień noszą wyprawiane skóry i tradycyjne fryzury.
Kobiety ze śmiechem dotykają moich rudych włosów. W ich świecie nie wypada być dorosła kobietą i mieć taką strzechę na głowie! Choć jako turystka jestem usprawiedliwiona. Wszak przybywam z dalekiego kraju i nie wiadomo, jakie tam są dziwne obyczaje…
Party na plaży
Do świętowania każdy powód jest dobry. Na zachód słońca mieliśmy popłynąć na jezioro, ale bogowie tych wód mieli dla nas inne plany. Wiało tak mocno, że żaden właściciel łodzi nie miał ochoty ryzykować.
Bo co prawda hipopotamów prawie tu nie ma (gdyż aby młodzieniec El Molo został wojownikiem musiał okazać męstwo, zabijając hipopotama, więc niewiele ich ocalało), ale krokodyle i owszem, patrolują tutejsze wody regularnie. Jednak pokusa kąpieli jest zbyt wielka.
Chłopaki zrzucają ubrania i w kąpielówkach chlapią się z radością, ja biorę tradycyjne wiosło i przez chwilę wcielam się w szamankę jeziora. A potem rozpijamy śladowe ilości ginu z lemoniadą (która udaje tonic) – ale i tak wykupiliśmy cały zapas w miejscowym sklepie monopolowym! A że był to dzień ósmy marca, sekcja damska spontanicznie odśpiewała „Dzień Kobiet, Dzień Kobiet, niech każdy się dowie, że dzisiaj jest święto kobiet!”
Gdy zapada noc, zielonym laserem sięgam gwiazd. Nad nami wędrują bliźnięta, rak, lew, panna… Tylko Krzyż Południa kryje się za horyzontem, pojawi się pewnie dopiero koło północy. Nie szkodzi. Za kilka dni dotrzemy do oazy na pustyni Chalbi – będziemy mieć tam całą noc, by zachwycić się gwiazdami. No i prądu też tam nie ma, więc o zanieczyszczenie światłem nie musimy się martwić 🙂
Zajrzyj do wpisu o wodnym safari na jeziorze Baringo.
(c) AfrykAnka.pl
Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!