Jak odmówić w podróży (i nie urazić nikogo!) 7 sprawdzonych patentów

Człowiek jedzie w świat, chce poznawać inne kultury, ale czasem trzeba ludziom odmówić. Tak by ich nie urazić, ale jednak by się wymówić z niechcianej sytuacji. Czasem bywa niezręcznie: oto ktoś chce ci ofiarować posiłek, a ty za nic nie chcesz go zjeść! Oto kilka moich sprawdzonych sposobów na różne sytuacje.

Podróż to okazja do spotkań - na szczęście rzadko musiałam czegoś ludziom odmawiać :D

Podróż to okazja do spotkań – na szczęście rzadko musiałam czegoś ludziom odmawiać 😀

Etiopia You me sex? Problem!

To było w Etiopii, dawno temu, gdy byłam piękna i młoda (a teraz zostało mi tylko piękno 😉 Podróżowałam sama, więc wiedząc, że samotna podróżniczka może kusić samotnych (choćby tylko przez godzinę!) mężczyzn, miałam przygotowaną historyjkę o mężu. W zależności od potrzeb był on w Kenii, Addis Abebie lub pobliskim hotelu.

Aby zaś nie było wątpliwości, nosiłam obrączkę. Co rzecz jasna adoratorów nie zniechęcało. Na szczęście Etiopczycy nie są napastliwi, więc czasem na ulicy odbywałam takie dialogi:

– You me sex? – zagaduje gość na ulicy, który po prostu mnie mija!
– No, me husband. – pokazuję na obrączkę.
– Husband no problem. – mówi on z czarującym uśmiechem.
– Husband big problem. – odpowiadam zdecydowanie.
– You me no sex? – upewnia się niedoszły kochanek.
– No sex. – potwierdzam.
– Bye. – odchodzi, jakby właśnie spytał mnie która godzina.

Zasada nr 1:
Jeśli jesteś samotną podróżniczką, warto mieć (teoretycznego) męża, by odmówić niechcianych kontaktów. No chyba, że sex no problem…

Czasem warto mieć męża (choćby fikcyjnego). (Fot. Krzysztof Kobus - mąż prawdziwy).

Czasem warto mieć męża (choćby fikcyjnego). Fot. Krzysztof Kobus – mąż prawdziwy.

Etiopia. Jak odmówić picia kawy?

Po kilku latach wróciłam do Etiopii z mężem (jak najbardziej prawdziwym). Który zresztą w górach Siemen zgubił obrączkę, ale to był no problem, bo w końcu się znalazła na dnie plecaka. Za to podczas wędrówki gdy dochodziliśmy do wioski lub punktu kontrolnego – częstowano nas kawą.

Kocham etiopską kawę, ale nie w takich ilościach! Gdy zatem w kolejnym miejscu postawiono przed nami trzy czarki aromatycznej kawy z promiennym uśmiechem wypiłam pierwszą, po czym dwie kolejne oddałam Krzyśkowi. Widząc zdumione miny miejscowych wyjaśniłam, że w moim kraju jest taka tradycja, że żona aby pokazać swą miłość i posłuszeństwo oddaje dwie kawy mężowi.

Pokiwali głowami ze zrozumieniem. Niby przyjechałam z Europy, a znam swoje miejsce w hierarchii. Na szczęście dla mnie Krzysiek może pić kawę litrami. Nawet etiopską! 🙂

Zasada nr 2:
Jeśli masz obok kogoś, kogo możesz wrobić (za jej / jego zgodą) warto to wykorzystać!

Wędrówka przez Siemen.

Wędrówka przez Siemen.

Etiopska kawa. I jak tu odmówić kolejnej filiżanki?

Etiopska kawa. I jak tu odmówić kolejnej filiżanki?

Birma. Poczęstunek na weselu

Ale czasem się nie da wrobić nikogo. W Birmie byłam z przyjaciółką na trekkingu w górskich wioskach nieopodal jeziora Inle. I szczęśliwie okazało się, że w jednej z wiosek będzie ślub. Czy możemy wpaść? Jak najbardziej, zapraszamy, koniecznie z nami zostańcie. Ucieszyłyśmy się wielce, tyle że ślub to też wesele, a wesele to jedzenie…

Ponieważ widziałyśmy, jak było przygotowywane mięso (siekane na podłodze) to uznałyśmy, że wedle naszej religii mamy post i nie wolno nam jeść mięsa. Religia to super wymówka, bo kto to sprawdzi dokładnie, a przynajmniej wychodzisz na cywilizowaną osobę, która przestrzega bożych zakazów.

A potem zobaczyłyśmy jak myje się talerze… W jednej misce, w niemożliwie brudnej wodzie… I wtedy Łucja przytomnie zakrzyknęła: – Ależ dziś jest środa, a w środę mamy post całkowity! W ogóle nie możemy nic jeść! Miejscowi się nie zmartwili specjalnie (więcej zostało dla nich), a my uniknęłyśmy (być może) zatrucia pokarmowego.

Zasada nr 3:
Wytłumacz odmowę religią. Zawsze możesz należeć do jakiegoś ortodoksyjnego odłamu, gdzie są dziwne zasady!

Mycie talerzy na weselu w Birmie. Trzeba było odmówić jedzenia z nich...

Mycie talerzy na weselu w Birmie. Trzeba było odmówić jedzenia z nich…

Zajrzyj do wpisu z Birmy o Jeziorze Inle.

Tybet. Herbata z masłem jaka

Podróżując przez Tybet odwiedzaliśmy klasztory. Gdzie przyjmowano nas czasem czym chata bogata, a bogata była zwykle masłem jaka i herbatą. Tyle, że tu się to łączy. W jednej szklance. Gdzie pływają potem wielkie oka tłuszczu. No pyszności. I do tego tsampa czyli mąka z prażonego jęczmienia.

I tą mąkę często się je na sucho, popijając herbatą z masłem… Wtedy jeszcze byłam bardziej szczerym dziewczęciem, czyli jak częstują to się uśmiechasz, zamykasz oczy i jesz. No ale te oka tłuszczu… I tu zbawienna okazała się rada Kasi Mazurkiewicz, by wyobrazić sobie, że to jest rosół. Nie herbata. Bo wtedy łatwiej to wypić.

Tyle tylko, że gdy spytali jak mi smakuje tsampa, to chcąc być bardzo grzeczną powiedziałam, że pyszna. I w mej miseczce wylądowała dokładka…

Zasada nr 4:
Jak nie da się wymówić, włącz wyobraźnię. Czasem pomaga. I nie bądź zbyt szczery w pochwałach!

Kasia i Andrzej robią piękne pokazy oraz wyprawy autorskie – także do Ladakhu zwanego Małym Tybetem.

Ladakh w obiektywie Andrzeja Mazurkiewicza.

Ladakh w obiektywie Andrzeja Mazurkiewicza.

Azja. Jak nie kupić pamiątki

Trzeba przyznać, że sprzedawcy mają do perfekcji opanowane wszelkie socjotechniki, by cię skłonić do zakupu. Do dziś pamiętam dialog jaki odbyłam w Indiach, gdzie nieopatrznie spytałam o cenę puzderka z paczulą (słodko pachnącą a puzderko kamienne, urocze).

– Kup proszę, tylko 50 rupii!
– Tak tylko spytałam, nie potrzebuję tego.
– Ale moja rodzina nie będzie mieć na jedzenie jak nie kupisz, sprzedam ci za 40 rupii.
– Przykro mi, nie mogę kupować u wszystkich.
– Ale ja nie jestem wszyscy. Jestem Jamal! A ty?
– Anka, ale nie potrzebuję tego.
– Ana, co to jest 50 – dobrze, niech stracę – 30 rupii? A będziesz mieć super pamiątkę!
– Ale to jest ciężkie, podróżuję z plecakiem.
– Żartujesz? To prawie nic nie waży!
– Ale jadę z plecakiem, takie nic – to potem są kilogramy!
– To będzie twoja wyjątkowa pamiątka – tylko dla ciebie dziś cena 20 rupii.

No więc kupiłam…
I wiecie co?
Byłam na siebie zła, bo w sumie nie chciałam tego kupować ale… używałam tej paczuli przez 20 lat i ona cały czas miała zapach! A z lekcji targowania wyciągnęłam dwie nauczki: po pierwsze nie pytać o cenę jak nie chcę kupić, po drugie – jak naprawdę NIE CHCE kupić podaję cenę absurdalnie niską i mówię, że więcej nie mam. Bez zbędnych dyskusji czy potrzebuję i czy mam miejsce w bagażu.

Zasada nr 5:
Jeśli nie chcesz kupić powtarzaj jak mantrę „nie mam pieniędzy”. Najlepiej sobie, zanim wpadniesz w szał zakupów! Zajrzyj też do wpisu o targowaniu się. Choć w starciu z mistrzami fachu – nie mamy szans…

Birmańskie parasole - akurat dla nich warto stracić głowę (i trochę pieniędzy!)

Birmańskie parasole – akurat dla nich warto stracić głowę (i trochę pieniędzy!)

Togo. Ratunek od Babci

Fetysz w Afryce zachodniej to bardzo ważna rzecz. To dżudżu, które chroni cię swą mocą. Talizman wskazany przez duchy. No przyznacie, że z czymś takim trudno dyskutować. Po prostu nie wypada!

Odwiedzam Targ Fetyszy w Lome (Togo), na targu prowadzą nas do szamana, a ten proponuje nam talizmany na różne okazje. Na dobrą pamięć (przydałoby się!), dla ochrony domu, na miłość, do podróży – słowem nic tylko brać, tyle że cena wyszła dość spora. Wiadomo – jak ma działać to musi kosztować.

Naprawdę nie miałam potrzeby wieźć ze sobą kolejnej rzeczy więc wymówiłam się bardzo grzecznie, że oczywiście, to wspaniale, że pan ma takie mocne talizmany, ale niestety, ja mam talizman od Babci. I Babcia – która jest już w krainie przodków – powiedziała, że nie wolno mi innych talizmanów brać, bo ten od niej straciłby moc.

Z talizmanem od Babci (będącej mym przodkiem czyli osobą bardzo ważną w tutejszej kulturze) też dyskutować się nie da. Rozstaliśmy się z szamanem po przyjaźni. A jako talizman od Babci wystąpił wisiorek. Z Namibii. Bardzo go lubię i noszę na szczęście. Babci na pewno by się spodobał.

Zasada nr 6:
W wielu kulturach przodkowie są bardzo ważni i mogą wpływać na nasze życie. Możesz zatem powiedzieć, że twoi przodkowie nie zgadzają się na dane działanie.

Kapłan vodun na Targu Fetyszy.

Kapłan vodun na Targu Fetyszy.

Madagaskar. Tabu na kurczaka

Bardzo często w podróżach przechodziłam na wegetarianizm. Bo ryż raczej na pewno był świeży, ale mięso (jako produkt droższy) mogło długo czekać na klienta.

Na Madagaskarze były dwa rodzaje kuraczków. Poluet vazaha – czyli kurczak dla turysty, taki, co to miał niezłe życie (kurczak znaczy) i był dobrze żywiony, więc można było na nim znaleźć trochę mięsa. Drugim (znacznie popularniejszym) był poulet bicyclette – czyli kurczak rowerowy. Ten to całe życie się tak nabiegał za odrobiną ziarna, że składał się tylko z kości i mięśni.

Dla częstującego mnie w wiosce Malgasza to był wielki dar. Nawet ta odrobina mięsa była wszak pyszna i cenna. Co zrobić, gdy ktoś ze szczerego serca częstuje cię takim kurczakiem (a ty nie chcesz go objadać bo daru kulinarnie nijak nie docenisz)?

Tu z pomocą przyszło mi tabu. Tabu to coś, czego nie wolno zrobić, tutaj nazywane fady. Co ciekawe każdy człowiek może mieć własne fady: na przykład ktoś nie może jeść jajek, a ktoś inny pracować we wtorki, albo robić pranie w tym dniu.

Więc w sprawie kurczaka od razu wyznałam, że dla mnie wszystkie one są fady. Co kończyło dyskusję.  Na Madagaskarze poza kurczakami fady były dla mnie miejscowe napoje, nawet jeśli butelka wyglądała znajomo…

Zasada nr 7:
Czasem możesz powiedzieć, że dane jedzenie / sytuacja są dla ciebie tabu. I po prostu nie możesz tego zrobić.

Moje drugie fady - napoje nieznanego pochodzenia.

Moje drugie fady – napoje nieznanego pochodzenia.

Przeczytaj co warto wiedzieć o szczepieniach przed podróżą.


(c) AfrykAnka.pl

Podoba Ci się ten wpis?
Będzie mi miło jeżeli postawisz mi kawę. Serdecznie dziękuję!
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Może Cię zainteresuje...

Zostaw komentarz